Gospodarka czasów niekończącej się pandemii to gospodarka niedoborów. Za mało jest półprzewodników, więc zarówno koncerny samochodowe, jak i producenci urządzeń elektronicznych nie nadążają za potrzebami klientów. Za mało drewna, węgla czy gazu, więc ceny surowców szybują. Za mało dostępnych kontenerów i wielkich statków, więc za transport towarów trzeba płacić nawet 10 razy więcej niż przed covidem. Wielu świątecznych prezentów po prostu zabrakło. Skąd się wzięły te wszystkie deficyty? Podobno z zerwania tzw. łańcuchów dostaw w czasie pandemii. Zainfekowana wirusem światowa gospodarka najwyraźniej sobie nie radzi. Ale takie dość oczywiste wyjaśnienie mało kogo dzisiaj zadowala. Lepiej znaleźć konkretnego człowieka odpowiedzialnego za ten chaos.
Może jest nim Japończyk Taiichi Ōno, uchodzący za ojca systemu produkcji just in time (czyli: dokładnie na czas)? Ōno opracował zasady tej strategii dla Toyoty, żeby zminimalizować straty i zwiększyć wydajność. Robił to stopniowo, bo w koncernie pracował od lat 40. do 80. ubiegłego wieku. Stworzył system, który zainspirował firmy na całym świecie i stał się podstawą globalnej gospodarki. Just in time oznacza, że przedsiębiorstwa zamawiają dokładnie tyle surowców i podzespołów, ile im aktualnie potrzeba. Koniec z nadmiernym magazynowaniem, które tylko zwiększa koszty. Koniec też z nadmierną produkcją, z którą potem nie ma co zrobić. W wydajnym łańcuchu dostaw każdy dostaje, wytwarza i wysyła dalej tyle, na ile właśnie jest popyt.
Brzmi wspaniale, jednak pandemia obnażyła słabość tej, jak się wydawało, idealnej strategii biznesowej. Można oczywiście obwiniać Taiichi Ōno, który sam się nie obroni, bo zmarł w 1990 r. Jednak on pewnie nie wziąłby na siebie winy, bo zalecał np. skupienie się na lokalnych poddostawcach.