Wyczekane wakacje na jednej z greckich wysp zaczęły się dla Tomasza z Warszawy nieprzyjemnie. Jeszcze na Okęciu. – Było dobrze ponad 30 stopni, a na płycie lotniska chyba z 50. Po odprawie zostaliśmy skierowani do autobusu, którego kierowca krążył po płycie jak błędny rycerz. Gdy w końcu zatrzymał się przed naszym samolotem, przez dobrych dwadzieścia minut z niewiadomych powodów nie otwierał drzwi. Zrobiło się nerwowo – bo upał, bo pandemia, a my ściśnięci, dzieci zaczynają popłakiwać.
Katarzyna przeszła szkołę cierpliwości już po wylądowaniu. Też zaczęło się w autobusie. – Najpierw staliśmy w kolejce autobusów, bo okazało się, że jakieś samoloty miały opóźnienie, w terminalu zrobił się tłok i ze względów bezpieczeństwa nie należy już nikogo wpuszczać do środka. Tylko czekać na zluzowanie. Gdy w końcu zezwolono nam na wejście do hali przylotów, w korytarzu prowadzącym do miejsca odbioru bagażu i tak był ścisk, bo właśnie tam, w tym wąskim gardle, weryfikowano certyfikaty covidowe. No i na walizkę czekałam półtorej godziny. Bagaże wpadały na taśmę pojedynczo, jakby ktoś je na piechotę z samolotu donosił.
Pod presją czasu
Piotr podróżował z Londynu ze znajomą Norweżką. – Była zszokowana: mamy pandemię, a ludzie się cisną, popychają. Chaos informacyjny. Jeśli to lotnisko ma być wizytówką naszego kraju, to szału nie ma. Wiadomo, pierwsze wrażenie robi się tylko raz.
Obsługą pasażerów (czyli tzw. handlingiem) na Okęciu zajmują się obecnie dwie firmy: LS Airport Services oraz Welcome Airport Services. To spółki córki publicznych podmiotów (odpowiednio: Polskiej Grupy Lotniczej i Państwowych Portów Lotniczych), które z kolei podlegają różnym resortom: PGL Ministerstwu Aktywów Państwowych, zaś PPL Ministerstwu Infrastruktury.