Od kilku miesięcy drożeje węgiel. Ceny ARA, czyli w zespole portów Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia, europejskim centrum handlu tym paliwem, dochodzą do 120 dol. za tonę. Tak drogo nie było już od lat. A przecież jeszcze niedawno za tonę płacono 70 dol. Ten skok cen wlał nadzieję w serca polskich górników. Może jeszcze nie wszystko stracone? Przecież przy cenach powyżej 100 dol. za tonę opłaca się kopać węgiel nawet w kopalniach uznawanych za całkowicie nierentowne. Wzrost cen daje też szansę związkowcom, by bardziej przycisnąć szefów Polskiej Grupy Górniczej w sprawie wzrostu wynagrodzeń. Zawsze tak było – kiedy kopalnie wystawiały nos ponad deficyt, padały żądania, by natychmiast te pieniądze podzielić pomiędzy górników. Choć PGG wciąż tkwi w głębokim ekonomicznym dole: 2020 rok zamknęło stratą 4,3 mld zł, a jak obliczył portal Wysokie Napięcie, wydobycie spadło do poziomu z 1947 r., zaś efektywność części kopalń poniżej poziomu notowanego w XIX w.
Czytaj także: Węglowe iluzje. Jak ze strachu obiecać wszystko
Dlaczego węgiel zdrożał?
Co się jednak stało, że ceny węgla nagle odbiły? I na jak długo? Wygląda na to, że na niezbyt długo. Ten skok cen na światowych rynkach został spowodowany przez kilka czynników. Po pierwsze, gospodarka światowa przyspieszyła i stara się nadrobić zaległości, a to wywołało wzrost popytu na paliwa i energię. Wydobycie, które zostało wyhamowane przez koronawirusa, nie jest w stanie przyspieszyć w tym samym tempie. Zwłaszcza że na świecie jest sporo rynkowych zawirowań. Indonezja musiała ograniczyć wydobycie ze względów pogodowych, w Kolumbii zastrajkowali górnicy, Australia nie może dostarczać węgla do Chin, bo Chińczycy obrazili się z powodu podejrzeń o wywołanie pandemii covid-19. A jeśli do tego dodamy problemy ze statkami do przewozu węgla i drożejącym frachtem, to mamy kilka technicznych powodów wzrostu cen. Są też inne, w tym wzrost ceny gazu, co przełożyło się na większą opłacalność wykorzystania węgla.
Czytaj także: Polski Bezwład Energetyczny, czyli Zjednoczona Prawica bez energii
Wzrost cen węgla oznacza droższy prąd
Co to dla nas oznacza? Z pewnością jeśli wysokie ceny utrzymają się do jesieni, to PGG będzie miało silny argument, by przycisnąć energetykę i zażądać wyższych cen. Taka jest umowa energetyki z górnictwem. Elektrownie przełożą to na wyższe ceny energii. Drogi węgiel dołoży się do astronomicznych cen uprawnień do emisji CO2, jakie energetyka musi płacić. Dziś emisja tony CO2 kosztuje ponad 50 euro. Żeby wyprodukować 1 megawatogodzinę energii, potrzeba 600–700 kg węgla. To sprawi, że prąd z polskich elektrowni węglowych będzie jeszcze droższy, a już mamy jedne z najwyższych cen na hurtowych rynkach energii w UE. Wzrośnie więc opłacalność importu energii. A przy polskich elektrowniach góry niespalonego miału węglowego będą wyższe, niż są, bo elektrownie będą częściej stały pod parą, inkasując opłaty za gotowość do pracy. Zużycie węgla zmniejszą też elektrociepłownie, bo już dziś nie są w stanie płacić tak wysokich rachunków za CO2.
Zresztą wiele elektrociepłowni korzysta z importowanego węgla. To węgiel głównie rosyjski, który ma ogromny udział w polskim rynku. Taki wybór nie wynika z braku patriotyzmu ciepłowników, lecz jakości paliwa. Polski węgiel ma niższą kaloryczność i wysoką zawartość siarki, popiołów i metali ciężkich. Nie można go palić w instalacjach zlokalizowanych na terenie miast. Z powodów jakościowych na znaczący eksport polskiego węgla energetycznego też nie ma co liczyć. Bo 120 dol. za tonę kosztuje w portach ARA węgiel niskosiarkowy o wartości opałowej 24 MJ/kg, a bywa, że ten z polskich kopalń ma 14 MJ/kg.
Czytaj także: Myszy podgryzają bezpieczeństwo energetyczne Polski
Wysokie ceny węgla na nic polskiemu górnictwu
Tak więc chwilowa koniunktura na rynku węgla nie rozwiązuje ani naszych problemów z górnictwem, ani wyzwań z transformacją energetyczną. Do kopalń i tak musimy dopłacać, więc z węglem trzeba się pożegnać jak najszybciej. Niezależnie, jaka jest cena ARA.