Premier Mateusz Morawiecki odgrzał w środę nieświeże kotlety, ponownie prezentując główne założenia Polskiego Ładu. Nie powiedział nic nowego, nie zaprezentował projektów gotowych ustaw. Najwyraźniej chodziło tylko o to, żeby media rządowe miały okazję powtórzyć najważniejsze hasła wyborcze będące jego filarami: emerytura bez podatku, kwota wolna w wysokości 30 tys. zł, mieszkanie bez wkładu własnego. Robienie szumnie zapowiadanej konferencji tylko po to, by zapewnić, że stosowne projekty ustaw pojawią się w ciągu stu dni, wydaje się mocną przesadą.
Przez ostatnie tygodnie eksperci studiowali Polski Ład i wytykali najbardziej niebezpieczne dla gospodarki dziury i niekonsekwencje. Mateusz Morawiecki najwyraźniej się z ich opiniami nie zapoznał, wniosków nie wyciągnął, założeń nie poprawił. Odrobili natomiast lekcję przedsiębiorcy, więc spragnieni normalności Polacy, którzy wyjechali na długi weekend nad polskie morze lub Mazury, mogli się zorientować, jaki bezład wprowadzi Polski Ład do gospodarki. Ile pieniędzy zamiast do budżetu popłynie do szarej strefy.
Rośnie szara strefa
Restauracje na wybrzeżu zwykle rozpoczynały sezon nieco później, w tym roku kto przeżył, otworzył podwoje już na długi weekend, biznes musi zacząć zarabiać. Zawsze można w nich było płacić kartami, teraz niespodzianka – niektóre przyjmują tylko gotówkę. Podobnie zachowują się właściciele pensjonatów. To znak, że pieniądze mogą płynąć do lewej kasy, właściciel ukrywa wtedy prawdziwe obroty. – Lewa kasa jest mi potrzebna na płace dla kelnerów – przyznaje jeden z nich. – Do tej pory na kilka letnich miesięcy zatrudniałem ich na umowę zlecenie, od stycznia „śmieciówki” mają być zniesione.