Obajtek ma świadomość, że stąpa po kruchym lodzie. Jego wizerunek ostatnio ucierpiał, także w oczach Jarosława Kaczyńskiego. Chce więc to naprawić. Wygląda na to, że sprawa włączenia do Orlenu Grupy Lotos wciąż pozostaje niepewna, a czas ucieka. W lipcu mija termin warunkowej zgody udzielonej przez Komisję Europejską. Nawet jeśli uda mu się wykonać wynegocjowane „środki zaradcze” i sprowadzi do Gdańska konkurenta, który kupi 30 proc. lotosowskiej rafinerii i część stacji paliw, to wciąż nie ma pewności, czy będzie to „przyjazny konkurent”, jakiego oczekuje minister aktywów państwowych Jacek Sasin. I jak potoczy się koabitacja? Trudno będzie przedstawić tę operację jako wielki sukces.
Obajtek musi mieć świadomość, że na jego potknięcie czyha minister Piotr Naimski z Kancelarii Premiera. To największy wróg projektu włączenia Lotosu do Orlenu. Uważa, że lokowanie w Gdańsku zagranicznego konkurenta, który być może dogada się z Rosjanami, jest niebezpieczne. Polska naraża się na ryzyko wrogiego przejęcia koncernu naftowego, w którym Skarb Państwa ma przecież tylko 27 proc. akcji. A teraz do tego dojdzie jeszcze PGNiG.
Nowy gazowy ład
W sprawach gazowych od kilku dekad Naimski miał monopol. To on doprowadził do tego, że gaz został uznany za teren polsko-rosyjskiej bitwy o niepodległość. Jego dziełem są nasze Okopy Świętej Trójcy – rozbudowywany właśnie gazoport i gazociąg Baltic Pipe, którego budowa ma ruszyć niebawem. To on ogłosił, że od 2023 r., gdy wygaśnie kontrakt jamalski, Polska nie kupi już od Rosjan ani grama gazu.
I nagle pojawił się Obajtek, który wierzy, że wszystko może: produkować paliwa i energię elektryczną, wydawać gazety i nimi handlować, a także – o zgrozo – rządzić polskim rynkiem gazu.