Na polskim wybrzeżu ostatni lockdown boleśnie uderzył w małe firmy rodzime przygotowujące się do sezonu. Właściciele lokali gastronomicznych, pensjonatów czy willi wynajmujących kwatery nie spodziewali się, że markety budowlane, których poprzednie lockdowny nie obejmowały, akurat wiosną zostaną zamknięte. Dotyczyło to dużych marketów budowlanych o powierzchni większej niż 2 tys. m kw.
A każdy przecież ma coś do pomalowania, odświeżenia czy wymiany. Więc na parkingu przed Leroy Merlin w Rumii koło Gdyni we wtorek, czyli w dniu ponownego otwarcia, trudno było znaleźć miejsce już o godz. 9 rano.
Właściciele restauracji w miejscowościach nadmorskich usiłują wygospodarować miejsce na zewnątrz pod choćby trzy stoliki, bo „ogródki” można będzie otworzyć najszybciej, już za kilka dni, w sobotę, 15 maja. A że pogoda nad morzem bywa zmienna, trzeba zrobić jakiś daszek, żeby goście nie mokli. Na razie gastronomia może pracować tylko na wynos, ale zarządzenie bojkotują zarówno właściciele lokali, jak i ich klienci. Konsumują posiłki w środku, przy stolikach, tyle że nie z talerzy, ale ze styropianowych opakowań. W razie kontroli powiedzą, że wzięli na wynos. Z pojemników na śmieci wysypują się sterty styropianowych opakowań.
W Helu nawet w zimną i deszczową pogodę nie brakuje turystów, nierzadko jednodniowych. Turystyczną atrakcją są bunkry i inne obiekty związane z drugą wojną światową. Więc dużym powodzeniem cieszy się grochówka serwowana z wojskowej kuchni polowej. Jest na powietrzu kilka wolnych stolików, ale na razie usiąść przy nich nie wolno. Ludzie jedzą więc na stojąco, opierając się o drzewa.
W Warszawie przed wejściem do galerii Arkadia klientów odlicza ochrona. Pilnuje, żeby wchodzili w maseczkach i dezynfekowali ręce. Potem nie jest w stanie interweniować, gdy pod którymś ze sklepów ustawia się kolejka.