Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) odpowiedział dzisiaj na szereg pytań zadanych mu ponad rok temu przez gdański sąd, jednak jego orzeczenie pewnie rozczaruje tych frankowiczów, którzy oczekiwali jasnych wytycznych z Luksemburga. Te nie nadejdą, bo Trybunał dał do zrozumienia, że polskie sądy mają kierować się prawem krajowym, a on nie będzie im mówił, jak decydować. W praktyce oznacza to, że trzeba czekać na dwa ważne orzeczenie Sądu Najwyższego. Pierwsze z nich mamy poznać 7 maja (skład siedmiu sędziów), a drugie 11 maja (cała Izba Cywilna Sądu Najwyższego).
Czytaj także: Frankowicze wygrywają w sądzie
Unia za Polskę nie zdecyduje
Kontrowersje dotyczą przede wszystkim kwestii unieważniania umów kredytowych, o co do sądów zwraca się coraz więcej frankowiczów, a przed czym bronią się banki. Czy jeśli w umowach zawarte były niedozwolone klauzule, dotyczące sposobu wyliczania rat (na przykład w oparciu o własne tabele kursowe banku), to takie umowy są z gruntu nieważne, jak twierdzi część sędziów? A może da się je „odfrankowić”, czyli mają obowiązywać dalej, tyle że już jako kredyty złotowe z oprocentowaniem frankowym, jak uważają inni sędziowie? A może sąd ma prawo zastąpić niedozwolone klauzule innymi, tak żeby umowa trwała dalej, ale klienci nie zostali nadmiernie uprzywilejowani, co następuje w przypadku „odfrankowienia”?
Trybunał w tych kwestiach się jednoznacznie nie wypowiedział, odsyłając do prawa krajowego. Zalecił sędziom dokładne informowanie pozywających o tym, co może oznaczać unieważnienie umowy. Uchylił się również od rozstrzygnięcia innej, bardzo ważnej kwestii. W przypadku unieważnienia umów banki coraz częściej kontratakują i żądają od klientów nie tylko zwrotu kapitału (to logiczne), ale też niejako odszkodowania, które nazywają opłatą za nieuzasadnione korzystanie z tegoż kapitału od chwili zaciągnięcia kredytu aż do dnia wyroku. Chodzi przy tym o ogromne sumy. W tej kwestii kluczowe będzie orzeczenie Sądu Najwyższego, który – jak przypuszcza większość analityków – stanie po stronie frankowiczów.
Czytaj także: Kto chce zarobić na frankowiczach
Od Sądu Najwyższego będzie zależeć zachowanie wielu kredytobiorców. Pożyczek we frankach pozostało jeszcze ok. 400 tys., tymczasem na razie sądy w Polsce prowadzą przeciw bankom tylko ok. 30 tys. spraw dotyczących kredytów hipotecznych zaciągniętych w szwajcarskiej walucie. Jednak ta liczba szybko rośnie i jeżeli Sąd Najwyższy rozstrzygnie kluczowe kwestie jednoznacznie, na pewno więcej frankowiczów ruszy do kompletnie nieprzygotowanych do tego sądów. Dziś na orzeczenie pierwszej instancji trzeba czekać przynajmniej dwa lata, a ten okres na pewno będzie nadal rosnąć, bo chociaż w Warszawie powstał specjalny wydział dla frankowiczów, jego obsada jest zdecydowanie niewystarczająca.
Alternatywa: KNF namawia do ugód
Alternatywa dla procesów to ugody między frankowiczami i bankami, do których namawia Komisja Nadzoru Finansowego i do których żadna ze stron się nie spieszy. Nie zmieni tego dzisiejsze orzeczenie TSUE, które zarówno frankowicze, jak i banki określają jako swój sukces, czyli w rzeczywistości nie zadowala ono nikogo. Na razie tylko PKO BP, spośród banków mających duży portfel kredytów frankowych, planuje zawieranie ugód na dużą skalę i już odłożył na ten cel ponad 6 mld zł. Wielu frankowiczów nie wierzy, że propozycje banków będą dla nich wyjątkowo korzystne, zaś banki wciąż zakładają, że większość kredytobiorców nie zdecyduje się na długą i kosztowną batalię sądową. Kto wstrzymał oddech, czekając na dzisiejsze wiadomości z Luksemburga, ten musi nabrać jeszcze raz dużo powietrza i czekać do 11 maja.
Czytaj także: Jadwiga w bieliźniarce. Po co nam banknot 1000 zł?