Emeryci padają ofiarą oszustw „na wnuczka”, Ministerstwo Finansów zaś „na przebierańca”. „Puls Biznesu” opisał kulisy największego – jak przekonuje – przekrętu III RP. Gang kierowany przez ratownika medycznego i fotografa rozwinął swój biznes na nieprawdopodobną skalę, wykorzystując do tego urzędy centralne. Siedzibę gangsterzy zorganizowali sobie w budynku Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, spotykali się też w Ministerstwie Finansów. Udawało się, bo skutecznie wszystkich przekonywali, że są funkcjonariuszami służb specjalnych – Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Wszyscy wierzyli im na słowo, nikt niczego nie sprawdzał ani nie weryfikował. Byli niezwykle sugestywni, a jednocześnie wiedzieli sporo o metodach i zasadach pracy służb, bo pozyskali do swojej grupy kilku byłych funkcjonariuszy. Działali kilka lat, a dziennikarz śledczy „PB” Eugeniusz Twaróg opisał ich sukcesy na podstawie akt sądowych i prokuratorskich, bo właśnie ruszył ich proces.
Czytaj także: Redemptorysta oskarżony. Chyba że zadziała lex Rydzyk
Gang przebierańców w urzędach. Jak w filmie
Ten opis przypomina scenariusz filmu sensacyjnego. Gang przebierańców udających agentów wyciągał miliony od biznesmenów, których albo straszono, albo kuszono, przejmował udziały w spółkach, organizował karuzele vatowskie, a potem kołowrót, czyli megakaruzelę. Tak wielką, że jedna z firm usiłowała odzyskać