„Gazeta Wyborcza” nie odpuszcza. W jednym z kolejnych dni śledztwa w sprawie działalności prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka zajęła się ekonomicznymi wynikami koncernu zarządzanego twardą ręką byłego wójta Pcimia. Porównała wyniki z 2017 r. z zeszłorocznymi i wyszło, że jest fatalnie. Jeśli w październiku 2017 r., czyli w ostatnich miesiącach urzędowania Wojciecha Jasińskiego (przyjaciela prezesa Kaczyńskiego i poprzednika Obajtka), giełdowa wartość Orlenu wynosiła 57,3 mld zł, to dziś jest to niespełna 26 mld zł. Czy to oznacza, że Jasiński był dwa razy lepszym prezesem niż Obajtek? Niekoniecznie, choć Jasiński – dziś zasiadający w fotelu prezesa rady nadzorczej Orlenu – zapewne ma takie poczucie. Bo megalomania jest cechą każdego prezesa tego koncernu.
Czytaj także: Rozmowy Bernadetty. „GW” publikuje kolejne taśmy Obajtka
Wszyscy, których pamiętam, mieli poczucie, że byli współczesnymi wcieleniami króla Kazimierza Wielkiego – zastawali Orlen drewniany, a zostawiali murowany. Potem przychodził następca i dawał do zrozumienia, że poprzednik był kompletnym ignorantem, ale on z tych ruin firmę podniesie i zrobi prawdziwe cacko, nowoczesny międzynarodowy koncern naftowy, którego wszyscy będą nam zazdrościć. A potem przychodził następny i wszystko zaczynało się od nowa. Wszyscy byli prezesi Orlenu śledzili sytuację w spółce i przekonywali, że za ich czasów to było pięknie, nie to co teraz.
Branża na huśtawce koniunktury
Dziś jest podobnie. Na złośliwą uwagę Donalda Tuska, że Orlen trudno nazwać firmą kwitnącą i on by się zastanawiał, „czy zlecić panu Obajtkowi prowadzenie stacji benzynowej”, ten oburzony odpowiedział, że „w ciągu ostatnich 5 lat Orlen wypracował 26,2 mld zł zysku, gdy w ciągu 8 lat rządów PO-PSL było to łącznie 2,9 mld zł”.