Justyna i Kamil Dziubakowie to symbol walki z bankami klientów spłacających frankowe kredyty hipoteczne. Ich historia ciągle nie ma końca. Kilka lat temu ich spór z Raiffeisen Bank trafił aż do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. W październiku 2019 r. Trybunał stanął po stronie polskiego małżeństwa, a w styczniu ubiegłego roku w warszawskim sądzie zapadł wyrok korzystny dla Dziubaków. Ich umowa kredytu indeksowanego do franka szwajcarskiego została uznana za nieważną. Raiffeisen odwołał się od werdyktu, obie strony wciąż czekają na rozprawę apelacyjną. A teraz okazało się, że bank złożył też własny pozew przeciw małżeństwu.
– Żąda w nim nie tylko zwrotu pożyczonych 400 tys. zł z odsetkami, ale także kosztów, jakie rzekomo poniósł z tytułu obsługi kredytu. Łącznie jego roszczenia wynoszą prawie 800 tys. zł – mówi mec. Agnieszka Plejewska reprezentująca pozwanych. Oznacza to, że teraz toczyć się będą równolegle dwie sprawy – w jednej kredytobiorcy pozywają, a w drugiej muszą się bronić. Czy z tej matni jest jeszcze jakieś wyjście?
Zdaniem Komisji Nadzoru Finansowego rozwiązaniem byłyby ugody zawierane między bankami a kredytobiorcami. Szef KNF Jacek Jastrzębski namawia do tego instytucje finansowe i przekonuje, że to ostatni moment, aby nie utonąć w lawinie sądowych sporów. Po wyroku TSUE frankowicze coraz chętniej składają pozwy przeciw bankom, żądając, nie jak kiedyś, głównie zwrotu spreadów (różnicy między kursem NBP a kursem ustalanym przez bank), ale unieważnienia umów. Powołują się przy tym na nielegalne klauzule, które pozwalały bankowi wyliczać wysokość miesięcznej raty kredytu zgodnie z własną tabelą kursową. Według danych Bankier.pl pod koniec trzeciego kwartału toczyło się w sądach przynajmniej 24 tys. takich postępowań, a ich liczba w ciągu zaledwie trzech miesięcy wzrosła o 30 proc.