Decyzję o tym, że gospodarka na Marsie będzie wykorzystywała kryptowaluty, podjął Elon Musk, guru nowych technologii i szef spółki kosmicznej SpaceX. Już za cztery lata planuje wysłać na Czerwoną Planetę osadników, by rozpoczęli budowę pierwszego marsjańskiego miasta. Obok problemów ekonomicznych i technicznych trwa ustalanie kwestii ustrojowych. Mają tam obowiązywać zasady demokracji bezpośredniej, samorządność i ekonomia kryptowalutowa.
Która konkretnie kryptowaluta poleci na Marsa, jeszcze nie wiadomo, ale z pewnością nie bitcoin, bo jego wydobycie pochłania zbyt dużo energii, a możliwe do pozyskania zasoby się kończą. Małe szanse ma też marscoin, stworzony kilka lat temu w celu finansowania podboju Marsa. Kłopot w tym, że słabo się sprawdza na Ziemi. Jego kapitalizacja osiągnęła ok. 100 tys. dol., a z takimi pieniędzmi kosmosu się nie podbije. Elon Musk ostatnio na Twitterze zasugerował, że marsjańską walutą może być dogecoin, tyle że to kryptowaluta bez limitów wydobycia, więc zawleczemy na Marsa inflację. Nie wiadomo też, czy nie był to kolejny żart Muska, ale rynek zareagował 40-proc. wzrostem kursu dogecoina. To kryptowaluta, która sama wzięła się z internetowych żartów o psie rasy shiba inu.
W kryptowalutowym świecie trudno dziś zgadnąć, gdzie kończą się żarty, a zaczynają wielkie pieniądze. Dlatego inwestorzy są czujni i skłonni do ryzykownych zachowań. Panuje przekonanie, że wartość wszystkiego, od dolara i euro, przez złoto czy ropę, stała się niepewna, ale kryptowalut to nie dotyczy. W efekcie najsłynniejszy bitcoin (BTC) ostatnio sam wystrzelił się w kosmos. W styczniu 2017 r. kosztował 900 dol., a dziś zbliża się do 40 tys. dol. Tylko w czasie pandemii kurs wzrósł o 400 proc. Komisja Nadzoru Finansowego wydała raport, który wzywa Polaków, by nie ulegali emocjom, i ostrzega przed kryptowalutami.