Światowy popyt na franka w ogromnym stopniu wspiera wartość i stabilność zarówno samej waluty, jak i całej szwajcarskiej gospodarki. Czasem bank centralny w Zurychu niepokoi się, że popyt na walutę prowadzi do nadmiernej aprecjacji franka (nadmiernego wzrostu jego kursu wobec innych walut). Na to, jak zawsze, narzekają eksporterzy, ale przecież można ten napływ regulować obniżając oprocentowanie lokat (był czas, kiedy Szwajcaria miała wręcz oprocentowanie ujemne) albo doradzając inwestorom inne postaci lokat. Od przybytku głowa nie boli. Szwajcaria jest przyzwyczajona do tego, że emituje więcej pieniędzy niż na potrzeby własnej gospodarki.
Oczywiście nie ma prostego związku między gospodarką szwajcarską a szwajcarskim frankiem. Materialne fundamenty jego pozycji są niewielkie – przecież frank to mała waluta, jeśli popatrzeć na nią z perspektywy światowej. Jego rynek nie jest duży. Szwajcaria ma 7 mln ludności, PKB – 347 mld dol. na koniec 2005 r.; niewiele więcej niż Szwecja z nieco liczniejszą ludnością i z grubsza tyle co Tajwan, mający ludności trzy razy więcej.
Różnica w sytuacji tych krajów jest jednak zasadnicza. Szwajcaria to inny typ gospodarki, rzadko spotykany w świecie. Nikt nie kwestionuje tamtejszych cnót: pracowitości, solidności, pomysłowości, które wydźwignęły ów kraj z biedy (przed pierwszą wojną nawet w Polsce na służącego w hotelu mówiło się „szwajcar”, papieska gwardia szwajcarska brała się z oddania i wierności, ale i z nędzy). Pozostaje jednak faktem, iż od dawna prawie połowa wszystkich inwestycji prywatnych świata ulokowana jest w tamtejszych bankach. Według szacunków w podziemiach banków Zurychu, Bazylei i Genewy spoczywają zasoby obliczane na około 5 bln (pięć tysięcy miliardów) CHF. To właśnie ten punkt szczególny. Szwajcarzy, można powiedzieć, znaleźli sobie własną niszę rynkową. Zarządzają cudzymi pieniędzmi, a bankowość i ubezpieczenia, obok przemysłu farmaceutycznego i chemicznego, także zegarków i urządzeń precyzyjnych – należą do głównych filarów gospodarki kraju.
Szwajcarska bankowość wzniosła się na podwójnym fundamencie: tajemnicy i tradycji. Tajemnicy, gdyż niełatwo – nawet prokuratorowi i policji – uzyskać zezwolenie na spenetrowanie kont i informację, jakie nazwisko kryje się za un compte numerotée (rachunek na hasło), względnie poznać prawdziwy skład spółki. Tradycji, bo Szwajcarię ominęły dwudziestowieczne wojny, strajki i rewolucje, faszyzmy i komunizmy, a ponadto nikt – jak daleko sięga pamięć – nie słyszał w Szwajcarii o włamaniu do sejfu.
Głównym klientem banku szwajcarskiego nie jest więc chciwość, lecz strach. Nie tyle żądza mnożenia, co żądza trwania. Jeśli konta w Szwajcarii mieli dyktator Filipin – Marcos, oprawcy Haiti – Duvalierowie, rumuński rozstrzelany lider Ceausescu czy panamski generał i przemytnik Noriega – to dlatego, że choć panowanie ich było butne i bezgraniczne, to musieli w samotności przeczuwać, iż całe to łajdactwo może się zawalić, pałac – spalić, straż – zdradzić, dobra – można im skonfiskować, a bank lokalny – rozjechać czołgiem. Wtedy pozostaje tylko ucieczka i ukryte zawczasu za granicą bogactwo.
Ale nie tylko strach zapełnił tamtejsze skarbce: czasem po prostu autentyczna miłość do raju nad Lemanem, obrazkowej krainy, gdzie może niewiele się dzieje, lecz życie jest wygodne, a przy latarniach ulicznych wiszą kosze bajecznie kolorowych kwiatów. W końcu z własnego wyboru mieszkali tu Charlie Chaplin i Ignacy Paderewski, Audrey Hepburn i Sophia Loren, Steve McQueen i Richard Burton. Listę nazwisk można ciągnąć. George Simenon też był rezydentem szwajcarskim, choć nie mógł fabuły do swych kryminałów szukać na miejscu, bo o kryminalną fabułę w Szwajcarii trudno.
Urok anonimowych kont
Szwajcaria korzysta z mitu, bank szwajcarski korzysta z nagromadzenia. Trafia tam często capitaux en fuite, kapitał uciekający skądinąd. Jacques Attali, późniejszy doradca prezydenta Mitterranda i prezes Banku Europejskiego, jeszcze w 1976 r. wyliczał, że fortuna Francuzów złożona w Szwajcarii musi przekraczać 390 mld franków, czyli jedną dziesiątą wszystkich ówczesnych oszczędności. Podobno w tym okresie około pół miliona Francuzów miało w Szwajcarii un compte numeroté – ze strachu przed socjalistycznym rządem.
Oczywiście, owych 5 bln CHF depozytów w Szwajcarii nie należy kojarzyć wyłącznie z frankiem szwajcarskim. Na kontach deponowane są tam pieniądze przeznaczane na inwestycje w dolarach, euro czy może nawet w złotych – w innych miejscach – gdyż tutejsza giełda jest za mała. Szwajcarskie instytucje finansowe i państwo mają z tego gigantyczne zyski w postaci marży za usługę. Kwota ta jest pokazywana i teoretycznie tkwi w bilansie bankowym Szwajcarii, ale pieniądze nie są inwestowane na miejscu i z miejscową walutą – rozsądnie na rzecz patrząc – nie mają wiele wspólnego. Jednak psychologicznie wspierają franka, działają dobrze na jego wizerunek, tworzą też pewną modę.
Tak więc reputacja Szwajcarii jako miejsca lokowania prywatnego kapitału ma psychologiczny związek z frankiem i ciekawe, że to, co wielu w świecie uznawało za kompromitację moralną: przechowywanie pieniędzy krwawych dyktatorów albo „pieniądzy Holocaustu” (konta ofiar Shoah) – może i zaszkodziło wizerunkowi Szwajcarii w świecie, ale wcale nie opinii tamtejszych banków czy franka. Odwrotnie: dało dowód, że banki mają swoje sposoby na zachowanie tajemnicy wkładu i trwałości pieniądza – mimo wojen i pożogi.
Czy frank jest stabilny?
Co do samego franka, to ten opiera swą wartość w znacznej mierze na bardzo ścisłej polityce pilnowania kursu walutowego przez bank centralny – we względnej stabilności do euro przede wszystkim. – Kiedy tylko Europejski Bank Centralny zmienia stopy procentowe, w ciągu kilku godzin Szwajcarski Bank Narodowy robi dokładnie to samo – zwraca uwagę ekonomista prof. Witold Orłowski. – Czyli dba o to, by nie zmieniała się relacja opłacalności w inwestycjach w euro i w CHF, żeby ludzie nie przerzucali się z obligacji niemieckich na szwajcarskie. Oczywiście, wędrującego kapitału nie odrzuca, jednak nie dopuszcza do wielkich różnic. Zresztą szwajcarski rynek obligacji nie jest tak wielki.
Koryguje tę opinię rzecznik Szwajcarskiego Banku Narodowego Werner Abegg: – To stabilność cen jest naszym głównym priorytetem. Publikujemy prognozy inflacji na trzy lata naprzód. Nasz ustawowy obowiązek to pilnowanie progu inflacyjnego wyznaczonego na 2 proc. Jeśli prognozy pokazują możliwość przekroczenia progu – ogłaszamy zamiar podniesienia stóp procentowych. Natomiast względna stabilność kursów walutowych, konkretnie franka do euro – jest raczej rezultatem naszej polityki monetarnej, nastawionej na stabilność cen.
Istotnie, Szwajcaria jest tradycyjnie krajem niskiej inflacji, zwłaszcza w ostatnich kilku latach: aktualnie to tylko1,4 proc., w 2005 r. było – 1,1 proc. Ale Abegg przyznaje, że bank centralny bacznie obserwuje kurs wymiany, zarówno do euro, jak i dolara, i jeśli prognozy przewidują niemrawy rozwój gospodarczy przy niskiej inflacji – to bank będzie obniżał stopy procentowe, by nie dopuszczać do zbytniej aprecjacji franka.
Wszystko to oczywiste. Z drugiej strony, na razie nic nie wskazuje na poważniejsze kłopoty gospodarki szwajcarskiej w możliwej do przewidzenia przyszłości. Mają tam stabilny system polityczny i solidne, historyczne porozumienie ze związkami zawodowymi. Jest doskonała infrastruktura kraju, liberalne przepisy. Globalizacja niewiele Szwajcarii zaszkodziła głównie dlatego, że gospodarka nigdy nie miała starzejących się tradycyjnych mastodontów – hut i stalowni ani kopalni czy stoczni. Był jeden sektor, który poszedł pod nóż – przemysł tekstylny. Gospodarka opiera się na nowoczesnych filarach; w usługach pracuje ponad 70 proc. mieszkańców.
Diamenty, biżuteria, perły
Nawet historia szwajcarskiego sukcesu gospodarczego jakoś nobilituje pieniądz, gdyż wiąże się z kosztownościami. W kilku dziedzinach Szwajcarzy przez całe lata byli (i nadal są) światową potęgą: w eksporcie diamentów (w pewnym okresie 90 proc. rynku światowego), monet poza obiegiem (46 proc. rynku) i zegarków (34 proc.), metali szlachetnych, biżuterii i pereł. Oczywiście mieli też drobne potknięcia. Szwajcarów poruszył np. upadek symbolu ich gospodarki, linii lotniczych Swissair. Ale tamtejsze giganty: Nestlé, największy koncern spożywczy świata, oraz firmy farmaceutyczne: Hoffmann-LaRoche, Sandoz, Ciba-Geigy nie miały takich zmartwień.
Pod koniec czerwca 2006 r. szwajcarski rząd opublikował raport w sprawie stosunku do Unii Europejskiej. Członkostwo w Unii jest dla Szwajcarii zaledwie opcją i ta opcja nie ma priorytetu – tak można oddać główną tezę tego programu. System dwustronnych porozumień z Unią Szwajcaria uznaje za dobry i wystarczający. To on pozostaje priorytetem. Jeśli tak, to nie ma też dla Zurychu bliskich perspektyw ani przewidywań rezygnacji z franka i przejścia na euro. – Przyjęcie euro nie jest rozważane dziś nawet jako opcja – przyznaje Abegg.
Wygląda na to, że szwajcarska gospodarka i frank są nadal w dobrych rękach i nic złego, w dającej się przewidzieć przyszłości, nie powinno ich spotkać.