Łódzka galeria Sukcesja pięć lat temu wystartowała z pompą. Ochroniarze ze zdziwieniem patrzyli, jak przez uchylone drzwi do galerii wpada tłum i rozbiega po sklepach. Później jednak było kilka awarii, których usunięcie generowało milionowe koszty. Najlepsi najemcy zaczęli uciekać do konkurentów. A jeszcze później przyszła pandemia i Sukcesję dobiła ostatecznie. Pracę tracą wszyscy, którzy w galerii mieli swoje biznesy i którzy w niej pracowali. Łódzka galeria jest prawdopodobnie pierwszą w Polsce, która w czasie pandemii trafiła pod młotek. Cena wywoławcza całej spółki zarządzającej to 126 mln zł. O chętnego na zakup będzie trudno. Od soboty, 7 listopada właściciele wszystkich centrów borykają się z nowymi problemami i nie w głowie im inwestycje.
Wynajmujący powierzchnie handlowe mówią, że gra toczy się dziś nie o stracone zyski, ale o przetrwanie.
Pracownicy sklepów w jednej z galerii w Toruniu piszą do siebie nerwowe esemesy. Wyliczają sklepy, które podobno mają się zamknąć. Co rano w napięciu włączają telefony: sprawdzają, czy pojawiła się informacja, że to właśnie ich pracodawca zwija biznes. Zakupy, czyli, jak piszą statystycy, wysoka konsumpcja – polska specyfika ostatnich lat – nie raz ratowała gospodarczy wzrost, a politykom pozwalała utrzymywać zadowalające słupki poparcia, teraz z dnia na dzień przestała napędzać polskie PKB. Stracą na tym wszyscy.
Z zaskoczenia
Najpierw był strach klientów przed zakażeniem, który doprowadził do zmiany zakupowych przyzwyczajeń. Nie wiadomo, czy uzasadniony, bo sklepy w galeriach dość szybko przystosowały się do sanitarnych wymogów covidowych. – Przy zachowaniu zalecanych standardów bezpieczeństwa ryzyko zarażenia w tych miejscach było niewielkie – uważa Anna Szmeja, prezeska Retail Institute, ośrodka badań i analiz funkcjonowania centrów i sieci handlowych.