„Idziemy wąską ścieżką między niekontrolowanym wybuchem epidemii a bardzo trudnymi wyborami gospodarczymi, zapaścią gospodarczą, długotrwałymi kłopotami. Znalezienie właściwej ścieżki pośrodku jest kluczem do szybkiego odbicia gospodarczego w najbliższej przyszłości” – powiedział premier Mateusz Morawiecki, ogłaszając wprowadzenie kolejnej tarczy mającej ratować branże, które znów objęto lockdownem: gastronomię, sektor fitness i rozrywkę.
Czytaj też: Nie będzie lockdownu, będzie breakdown
Złość i zmarnowane jedzenie
Jeśli idziemy wąską ścieżką – pytają przedsiębiorcy – to dlaczego jeszcze tak się zataczamy? Dlaczego nie ma przygotowanych scenariuszy kryzysowych, nikt nie rozmawia z nami, a jedyną formą reakcji jest zamykanie całych branż? Wszystko robi wrażenie improwizacji w stanie totalnej paniki, choć pandemia jest z nami już trzeci kwartał.
Przedsiębiorcy są wkurzeni, bo nie pozbierali się jeszcze po poprzednim zamknięciu, a od soboty znów muszą się zmagać z koronakryzysem. Powodem obostrzeń jest konieczność ograniczenia kontaktów społecznych w miejscach, gdzie zachowanie reguł pandemicznych było iluzoryczne. Przedstawiciele gastronomii nie kryją rozżalenia nie tylko samą decyzją, ale momentem i niespodziewanym trybem. Wszystko stało się w sobotę, gdy lokale zgromadziły już zapasy na weekend, bo wtedy gości jest najwięcej.
Masa jedzenia się zmarnowała, bo nie wszystkie lokale funkcjonują w systemie sprzedaży na wynos i z dowozem. Duże sieciowe restauracje sobie jakoś poradzą, ale tysiące małych knajpek, tworzonych przez młodych ludzi, padnie. Według wywiadowni gospodarczej Bisnode Polska na początku roku działało ok. 70 tys. placówek gastronomicznych stałych i sezonowych, w ciągu dziewięciu miesięcy działalność zawiesiło 4,3 tys.
Czytaj też: Unieważnić kryzys. Dlaczego przedsiębiorcy żądają niemożliwego?
Czego chce branża gastro
Ogłoszona przez premiera tarcza oferuje branżom gastronomicznej, rozrywkowej, zajmującej się zdrowiem fizycznym (siłowniami, fitnessem, sportem), a także handlowi detalicznemu zwolnienie ze składek, postojowe, pięciotysięczne dotacje. Otrzymają je te firmy, których przychody zmniejszyły się o 40 proc. rok do roku. Na razie pomoc dotyczy listopada, ale może zostać rozszerzona na kolejne miesiące.
Branża gastronomiczna, która po poprzednim lockdownie zaczęła się organizować i w lipcu powołała Izbę Gospodarczą Gastronomii Polskiej, nie wydaje się usatysfakcjonowana nową tarczą. „Sztab Kryzysowy Gastronomii Polskiej” zaproponował dużo większy zestaw działań osłonowych, których oczekuje od rządu. To między innymi:
- stworzenie Funduszu Gwarancyjnego dla Gastronomii Polskiej w ramach Tarczy dla wierzycieli czynszów najmu – w szczególności prywatnych właścicieli nieruchomości
- uruchomienie programu redukcji czynszów najmu przez jednostki budżetowe w Polsce o 90 proc. i programu pomocowego refundacji czynszów najmu komercyjnych w tym samym zakresie od 1 listopada 2020 do 30 czerwca 2021 r.
- gwarancje dla banków w celu uruchomienia nieoprocentowanych pożyczek dla gastronomii
- gwarancje dla klientów dokonujących wpłat zaliczek na wydarzenia grupowe w obiektach
- umorzenie obowiązku spłat dotacji z PFR
- umorzenie składek ZUS dla branży gastronomicznej od 1 listopada 2020 do 30 czerwca 2021 r.
- wprowadzenie „bonu gastronomicznego” na wzór „bonu turystycznego”.
Na fali wiosennego lockdownu powstało też wiele małych inicjatyw samoobrony gastronomii. Należy do nich akcja #wspieramgastro i wspólna platforma internetowa do zamawiania jedzenia. Dziś członkowie akcji znów się skrzykują, apelując do klientów, by nie porzucali knajp, które lubią, i zamawiali w nich jedzenie. „Jakie miejsca wspierać? Takie, które lubicie i w które wierzycie! W tej chwili nie ma tak, że małe restauracje mają gorzej, a doinwestowane miejsca lepiej. Nie. Jest różnie. Wielkie restauracje to ogromne koszty i problemy z nagłą zmianą profilu działalności. Małe to często prawdziwe życiowe dramaty ludzi o wielkim sercu. Wszyscy mają przeje...” – to jedna z porad na profilu.
Czytaj też: Poruszenie wśród handlarzy używanych aut