Rynek

Jazda na strachu

Jazda na strachu. W Polsce załamał się rynek używanych aut

W ciągu roku importerzy samochodów używanych sprowadzają około miliona sztuk. W 2019 r. było ich dokładnie 929 tys. Głównym dostawcą są Niemcy. W ciągu roku importerzy samochodów używanych sprowadzają około miliona sztuk. W 2019 r. było ich dokładnie 929 tys. Głównym dostawcą są Niemcy. Marcin Bielecki / PAP
Handel szuka sposobów, jak skłonić Polaków do zakupów. Sprzedawcy samochodów używanych już znaleźli: lęk przed koronawirusem i podwyżką akcyzy.
Lęki przed koronawirusem, sprawiają, że własny samochód wydaje się dziś najbezpieczniejszym środkiem transportu.Getty Images Lęki przed koronawirusem, sprawiają, że własny samochód wydaje się dziś najbezpieczniejszym środkiem transportu.

Rozważamy powrót do regulacji, która była opracowana w ubiegłej kadencji, która podnosi akcyzę na samochody używane” – zapowiedziała we wrześniu Jadwiga Emilewicz, wicepremier i minister rozwoju, podczas jednej ze swoich ostatnich konferencji prasowych, bo niedługo potem rekonstrukcja rządu pozbawiła ją stanowiska. Przekonywała wówczas, że resort rozwoju prowadzi w sprawie nowej akcyzy rozmowy z Ministerstwami Finansów oraz Klimatu. „Chcielibyśmy stosunkowo szybko opracować regulację akcyzową, która sprawi, że samochodów używanych po prostu nie będzie się opłacało do Polski sprowadzać”.

Wśród importerów aut używanych powiało grozą, bo deklaracja pani wicepremier oznaczała, że rząd chce wyjąć z zamrażarki projekt zmiany systemu akcyzy na samochody z 2016 r. Jej autorem był senator PiS Grzegorz Peczkis, który chciał uzależnić wysokość podatku od wieku aut i emisji spalin, tak by nie opłacało się sprowadzać tych starych i najbardziej zatruwających środowisko. Dziś bowiem stosowane są dwie stawki: w przypadku aut z silnikami do dwóch litrów podatek wynosi 3,1 proc. wartości samochodu, a powyżej – 18,6 proc. Generalnie więc obowiązuje zasada, że im auto starsze, tym mniej warte, zatem podatek niższy. Jedynym rodzajem ekologicznej protezy jest wyższa stawka dla samochodów z silnikami powyżej 2 litrów, zakładająca, że sama pojemność sprawia, iż są bardziej uciążliwe dla środowiska. Nie ma przy tym znaczenia, czy spełniają normę emisji spalin euro 3 z 2001 r., czy obecną euro 6.

Zaproponowany nowy system był jednak dość zagmatwany, bo wprowadzał zależne od wieku aut przeliczniki zwane współczynnikami deprecjacji. Polscy importerzy szybko obliczyli, że po takiej zmianie opłacałoby się wyłącznie importować samochody kilkuletnie, a nie te najbardziej poszukiwane, czyli kilkunastoletnie.

Polityka 43.2020 (3284) z dnia 20.10.2020; Rynek; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Jazda na strachu"
Reklama