Kto chce, żeby lotnisko w podszczecińskim Goleniowie zbankrutowało? Według marszałka województwa zachodniopomorskiego dąży do tego rząd, który wstrzymuje pomoc, oraz jeden z udziałowców, Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze (PPL), które wciąż nie przekazało obiecanych na inwestycje ponad 100 mln zł. Według PPL głównym winnym tego jest marszałek Olgierd Geblewicz z Koalicji Obywatelskiej, który w ramach szantażu zapowiedział zamrożenie wydatków regionu na rozwój portu, aż nie dostanie wsparcia z Warszawy. Kontrolowane przez rząd PPL twierdzi nawet, że w ten sposób marszałek działa na korzyść lotniska w Berlinie, które najbardziej skorzysta na ewentualnej upadłości portu w Goleniowie, noszącego dumne imię NSZZ Solidarność.
W tle lotniskowej wojny na Pomorzu Zachodnim jest oczywiście wiele polityki, bo regionem rządzi koalicja KO, PSL i SLD, a PPL pozostaje pod kontrolą rządu, czyli PiS. Jednak problemy tego lotniska, podobnie jak wielu innych, są jak najbardziej prawdziwe. Nawet przed pandemią małe porty były skazane na nieustanną pomoc swoich właścicieli. A teraz, bez dodatkowego wsparcia, nie przetrwają bezprecedensowego załamania ruchu.
Od połowy marca do czerwca, z powodu rządowego zakazu, rejsy regularne w ogóle nie mogły odbywać się z polskich lotnisk. W tej chwili latać co prawda wolno, choć wciąż obowiązuje czarna lista krajów, z i do których połączenia są zakazane. Znajduje się na niej obecnie 30 państw, m.in. Hiszpania i Francja, a do niedawna także Malta i Rumunia. Zdezorientowani pasażerowie zwyczajnie boją się podróżować, bo nie wiedzą, czy po powrocie nie czeka ich znowu obowiązkowa kwarantanna. Popyt na loty znacznie spadł, więc przewoźnicy przywrócili latem tylko część połączeń, a na jesień zapowiadają jeszcze większe cięcia. Eksperci branżowi szacują, że powrót do rozkładów sprzed pandemii zajmie przynajmniej cztery lata.