Rynek

Czarna dziura. Górnicy wierzą, że odwrócą bieg historii. Mylą się

Górniczy związkowcy, którzy dziś bronią kopalń Wujek i Rudna, bronią stanowisk pracy w zakładach, które już wiele nie wyprodukują. Polski węgiel jest za drogi i niskiej jakości. Górniczy związkowcy, którzy dziś bronią kopalń Wujek i Rudna, bronią stanowisk pracy w zakładach, które już wiele nie wyprodukują. Polski węgiel jest za drogi i niskiej jakości. Krystian Maj / Polityka
Koniec węgla to nie wynik działań zielonego lobby, ale rozwoju technologicznego i prostego rachunku ekonomicznego. Ile jeszcze pieniędzy będziemy sypać w czarną dziurę kopalń?

Górniczym związkowcom trochę zabrakło wyobraźni, że właśnie ostatni tydzień wybrali na decydującą rozgrywkę z rządem. Wznowili działalność Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego, ogłosili pogotowie strajkowe regionu śląsko-dąbrowskiego, wezwali, by na Śląsku stawił się premier. I czekali. Z doświadczenia wiedzieli, że nie ma takiej władzy, która by się nie ugięła przed górnikami. Na PiS przecież głosowali, bo obiecywał, że żadna kopalnia zamknięta nie będzie, i osobiście na Mateusza Morawieckiego, który jest dziś śląskim posłem, więc powinien się poczuć w obowiązku. Czekanie się przedłużało, a strajkowe groźby nie działały, mało kto się nimi interesował. A już na pewno nie politycy, którzy nie mieli głowy, by zajmować się czymkolwiek innym niż kryzysem rządowym. No bo kto miałby zaciągać zobowiązania na lata, skoro nie było wiadomo, co zdarzy się następnego dnia?

Afera na Nowogrodzkiej przysłoniła górników

Szczytem pecha był krytyczny moment górniczego ultimatum, który wypadł akurat w trakcie decydującego posiedzenia biura politycznego PiS. Brał w nim udział Morawiecki, więc jasne było, że na Śląsku się nie pojawi. Najbardziej zdesperowani górnicy rozpoczęli strajk pod ziemią w kopalniach Wujek i Rudna. W innych warunkach byłaby to informacja na czołówkę programów informacyjnych, a tak utonęła w powodzi zdjęć i komentarzy z Nowogrodzkiej.

Wszyscy się zastanawiają, co dalej z Ziobrą, a nie co z górnikami i górnictwem. Dopiero po pewnym czasie padła obietnica, że na Śląsk przyjadą szef gabinetu politycznego premiera Krzysztof Kubów oraz wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń, który odpowiada za górnictwo. Gdy się dogadają, na finał być może przyjedzie premier Morawiecki.

Jan Dziadul: Górnicy tupią i grożą. PiS pospieszy na ratunek?

Niskoemisyjna gospodarka węglowa to mit

Tyle że nie będą to łatwe rozmowy. Górnicy wierzą, że są w stanie odwrócić bieg historii. A konkretnie: że Polska wypisze się ze wszystkich unijnych i międzynarodowych porozumień energetyczno-klimatycznych i będzie realizowała własny scenariusz rozwoju oparty na węglu. Trzeba położyć kres wszechwładzy „zielonego lobby” – argumentują. Górnicy już wiedzą, że w oczach społeczeństwa węgiel stracił na atrakcyjności, bo smog, bo dym i pyły itd., więc powtarzają jak mantrę zdanie o konieczności rozwoju „niskoemisyjnej gospodarki węglowej”. Taka gospodarka jest teoretycznie możliwa, ale gdyby rzeczywiście miała być niskoemisyjna, to kosztowałaby astronomicznie drogo. Dużo drożej, niż dziś kosztuje nas wysokoemisyjna gospodarka węglowa. Bo konieczne byłoby szerokie stosowanie technologii CCS, czyli sekwestracji dwutlenku węgla ze spalin i zatłaczania go do podziemnych złóż. Dziś na większą skalę nikt tego nie robi, bo sama separacja tony dwutlenku węgla kosztuje tyle, ile tona węgla.

Nie lobby, a rozwój i prosty rachunek ekonomiczny

Górnicy z trudem przyjmują do wiadomości, że czas węgla się kończy. Są trochę jak angielscy ręczni tkacze z początku XIX w., kiedy pojawiły się maszyny. Oni także reagowali buntem, bo nowa technologia podcinała podstawę ich bytu. Wierzyli, że niszcząc maszyny, odwrócą bieg historii i będzie jak kiedyś. Bo koniec węgla to nie jest efekt jakiegoś spisku zielonego lobby, ale prosty efekt rozwoju technologicznego. Zmienia się model systemu energetycznego, pojawiają się technologie odnawialne i dawne wielkie węglowe bloki w elektrowniach tracą byt ekonomiczny. A na dodatek kończy się węgiel w śląskich kopalniach. Górniczy związkowcy, którzy dziś bronią kopalń Wujek i Rudna, bronią stanowisk pracy w zakładach, które już wiele nie wyprodukują. Polski węgiel jest po prostu bardzo drogi, a na dodatek niskiej jakości. Więc szantaże, by zakazać importu węgla, choć politycy to obiecują, nie mają szans na powodzenie, bo elektrownie, a zwłaszcza działające w miastach elektrociepłownie, by zmieścić się w normach emisji spalin, muszą korzystać z importowanego węgla o niskiej zawartości siarki.

A jeśli do tego dodamy politykę Unii Europejskiej w dziedzinie energii i klimatu, to los większości kopalń jest przesądzony. Nawet rząd PiS, który składał kiedyś górnikom obietnice, że żadna kopalnia zamknięta nie będzie, pod ciężarem kosztów musiał już zamknąć część zakładów, a kolejne zamknie w najbliższym czasie. W tym Wujka i Rudną. „Plan na rzecz energii i klimatu na lata 2021–2030” i projekt „Polityki Energetycznej Polski do 2040 r.” przewidują odchodzenie od węgla nie ze względu na unijny szantaż – dostaniecie pieniądze na transformację energetyczną, jeśli porzucicie węgiel – ani przez działanie zielonego lobby, ale na skutek prostych mechanizmów ekonomii. Polska coraz więcej energii importuje, bo krajowa, produkowana w węglowych blokach, jest zbyt droga, a u sąsiadów tańsza. Im więcej pieniędzy pod naciskiem górników będziemy sypali w czarną dziurę śląskich kopalń, tym bardziej ucierpi gospodarka.

Czytaj także: Koniec węglowych iluzji. Tylko kto to powie górnikom?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną