Strach przed pandemią nawet sceptycznych skłania, żeby się zaszczepić na grypę. To nas nie uchroni przed Covid-19, ale może przed superinfekcją, czyli jednoczesnym atakiem grypy oraz SARS-Cov-2. Osłabiony człowiek ma mniejsze szanse w walce z koronawirusem.
Czytaj też: Jak oni dbają o nasze bezpieczeństwo
Rząd rozkłada ręce
Dlatego tej jesieni chętnych do zaszczepienia się przeciwko grypie będzie zapewne znacznie więcej niż w ubiegłych latach. Do tej pory szczepiło się niewiele więcej niż 4 proc. populacji. W tym roku, mimo przekonujących argumentów „za”, będzie jednak niewiele więcej, a szczepionka natychmiast znika z aptek. Polska ma bowiem zagwarantowane dostawy zaledwie 1,8 mln dawek, w najlepszym razie dostaniemy dodatkowe 200 tys.
Rząd rozkłada bezradnie ręce. Zapewnia, że to nie jego wina, zrobił, co mógł. Przedstawiciele władzy twierdzą, że o wielkości dostaw decydują wyłącznie producenci, czyli kilka największych międzynarodowych koncernów. Rząd nic nie może, producenci kierują się bowiem tym, jak wiele osób zaszczepiło się w minionych latach. Liczba dawek w obecnym sezonie nie będzie więc dużo większa niż w ubiegłych latach, tak sobie koncerny nasz popyt oszacowały. Szczepionek wystarczy dla co najwyżej 5 proc. populacji. Społeczeństwo ma szansę uzyskać zbiorową odporność przeciwko grypie, jeśli zaszczepi się ok. 75 proc.
Czytaj też: Ci chorzy podczas pandemii boją się podwójnie
Wiosną można było coś zrobić
Władza mówi, że nic nie może, ale mija się z prawdą. Bo mogła, ale w odpowiednim czasie, a teraz rzeczywiście już niewiele się da. Dałoby się, gdyby ktoś w tym rządzie bardziej myślał o zdrowiu Polaków niż o szemranych interesach z handlarzem bronią. Gdyby starał się reagować z wyprzedzeniem, a nie po czasie.
O tym bowiem, ile jaki kraj zakupi w tym sezonie szczepionek przeciw grypie, producenci decydowali wiosną, w kwietniu i maju. Czyli już po wybuchu pandemii. Wyhodowanie odpowiednich szczepów wirusa musi trwać, nie da się też szczepionki wyprodukować na zapas. Każdego roku, zgodnie z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), szczepionka daje nam odporność na inny rodzaj wirusa. Produkcję zaczyna się, gdy WHO ma jakąś wiedzę, jaki jego typ zaatakuje najbliższej jesieni. Odpowiedzialne rządy wtedy zabiegają o preparat.
Czytaj też: Jesienna strategia walki z Covid-19. Będzie smart?
Eksperci wiedzieli
Najwybitniejsi specjaliści od grypy, na czele z prof. Lidią Brydak, nie byli wtedy wcale mniej mądrzy niż obecnie. Wiedzieli, że wirus grypy osłabia drogi oddechowe pacjenta, czyniąc go o wiele słabszym przy zakażeniu koronawirusem. Że, jednym słowem, wielką szansą na skuteczniejszą walkę z pandemią – albo raczej na to, żeby się jej nie poddać – są masowe szczepienia przeciwko grypie. Żeby jesienią tłumy chorych na grypę nie ruszyły do przychodni i szpitali razem z zakażonymi koronawirusem, bo słaby system tego nie wytrzyma. My też.
Z ich wiedzy rząd nie wyciągnął żadnych wniosków. W Polsce mimo pandemii szczepionka przeciwko grypie była tylko zalecana, NFZ jej nie refundował. Ci, którzy się szczepili, robili to za prywatne pieniądze. Ministrowie wydawali miliony złotych na bezwartościowe maseczki i respiratory, które i tak do kraju nie dotarły, ale decyzji o refundacji leku przeciw grypie nie podjęli, nawet dla grup szczególnego ryzyka. Taka decyzja byłaby dla producentów gwarancją, że szczepionka zostanie kupiona, dostalibyśmy jej co najmniej tyle, ile rząd zdecydowałby się refundować. Dlatego liberalna Wielka Brytania zaszczepi 75 proc. społeczeństwa, a wrażliwa społecznie Polska zaledwie 5 proc.
Czytaj też: Ilu zakażonych jest w polskich szkołach? Nie wie nikt
Decyzje po czasie
Decyzję o częściowej refundacji dla grup szczególnego ryzyka (m.in. dla kobiet w ciąży, dzieci w wieku trzy–pięć lat, dla osób z przewlekłymi chorobami układu krążenia) oraz całkowitej refundacji dla seniorów 75 plus rząd podjął dopiero we wrześniu. Za późno! O zwiększeniu liczby szczepionek dla Polski już nie mogło być mowy. Po czasie.
To nieprawda, że zwiększonego zapotrzebowania na szczepionkę przeciw grypie nie dało się przewidzieć w maju. Inni to przecież zrobili. Polski rząd, na czele z ministrem zdrowia, bardziej koncentrował się na zapewnianiu nas, jak dobrze jesteśmy przygotowani do pandemii, niż na pytaniu ekspertów, co naprawdę powinien zrobić. Dziś jego przedstawiciele mówią publicznie, że się na pewno zaszczepią. Kiedyś słyszeliśmy, że rząd się wyżywi – niewiele się od tej pory zmieniło.