Od 2 września z polskich lotnisk nie będzie wolno wykonywać regularnych połączeń m.in. do Hiszpanii i na Maltę. A równocześnie wolno będzie latać czarterom, które zostały wcześniej zamówione. Co to oznacza? Według rządu osoba przylatująca np. z Hiszpanii na pokładzie maszyny linii Wizz Air czy Ryanair to poważne zagrożenie dla wszystkich, skoro w tym kraju liczba zachorowań na SARS-CoV-2 znacząco ostatnio wzrosła. Ale już osoba powracająca do Polski z Hiszpanii czarterem w cudowny sposób musi być odporna na koronawirusa, bo taki typ lotów będzie dozwolony. Śmieszne? Raczej straszne.
Czytaj także: Rządowe last minute
„Czarna lista lotów” – absurd goni absurd
To tylko jeden z absurdów rozszerzonego zakazu lotów. Na czarną listą spośród państw Unii Europejskiej trafiły Hiszpania, Malta i Rumunia (Luksemburg był już wcześniej). Nie trafiły za to Francja i Chorwacja, chociaż według najnowszych danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób te dwa kraje mają gorsze wskaźniki zachorowań niż Rumunia. Francja ma nawet gorsze wyniki od Malty. Nie wiemy, na podstawie jakich kryteriów trafia się do klubu tych, którzy nie dostępują zaszczytu bezpośredniego latania do Polski.
Czytaj także: Pusto jak w Barcelonie
Rządowy zakaz lotów nie uchroni przed koronawirusem
Właśnie kwestia tej bezpośredniości pokazuje kolejny bezsens całego pomysłu. Kto chce wrócić czy przyjechać do Polski, ale jego lot z Hiszpanii albo Rumunii został odwołany, ten ma przecież dwie inne możliwości. Albo pojedzie do pobliskiego kraju (np. do Francji czy Bułgarii) i stamtąd przyleci do nas, albo wybierze połączenie przesiadkowe. W takim przypadku zamiast np. Lotu zarobi Lufthansa. Rządowy zakaz w żaden sposób nie chroni nas przed importem wirusa, za to szkodzi gospodarce. Do takiego wniosku doszli chociażby Słowacy, którzy zdecydowali się skończyć z absurdalnymi obostrzeniami.
Zamiast zakazywać lotów, należy po prostu testować przyjeżdżających z regionów bardziej dotkniętych pandemią i kierować ich na kilkudniową, obowiązkową kwarantannę. Kto otrzyma wynik negatywny, ten po czterech–pięciu dniach może wrócić do normalnego życia, jeśli nie ma żadnych objawów zakażenia. Tymczasem u nas zamiast takich rozwiązań utrudnia się (ale przecież nie uniemożliwia) podróżowanie do wybranych krajów.
Czytaj także: Lotnictwo nisko lata
Ten chaos szybko się nie skończy
Teoretycznie odetchnąć z ulgą mogą biura podróży wysyłające klientów czarterami, chociaż dla nich to i tak pyrrusowe zwycięstwo. Tylko prawdziwy ryzykant mógł w ostatnich dniach rezerwować wakacje na Malcie albo w Hiszpanii, skoro nie wiedział, czy będzie mógł z nich wrócić. Niestety, ten lotniczy chaos, który trwa u nas od początku pandemii, szybko się nie skończy. Odpowiedzialni za niego są ci sami ludzie, którzy chcą budować Centralny Port Komunikacyjny z Marcinem Horałą, wiceministrem infrastruktury, na czele. Już w połowie września, gdy wygaśnie rozporządzenie obowiązujące od 2 września, znów będą mogli się popisać. Ciekawe, dokąd i komu wtedy zabronią latać.