Miasta, które w pandemii namawiały do korzystania z własnych samochodów, teraz znów lansują rowery. Na przykład Zarząd Transportu Publicznego w Krakowie w reakcji na pandemię zdecydował o wprowadzeniu kolejnych udogodnień: w niedługim czasie tylko w centrum przybędzie tu 7 km wydzielonych pasów lub dróg rowerowych. Skorzystają także piesi, bo w niektórych miejscach nie będą już musieli dzielić się chodnikiem z rowerzystami. Stracą za to ci wciąż jeżdżący po centrum miasta samochodami. Na moście Grunwaldzkim mają dla siebie już tylko jeden pas ruchu zamiast dwóch, a na ul. Grzegórzeckiej muszą jeździć po torowisku tramwajowym, miejsce po nich dostali bowiem rowerzyści.
– Od drugiej obwodnicy do Starego Miasta brakowało nam wygodnych korytarzy rowerowych. Ulic już nie poszerzymy. Według naszych badań aż 30–40 proc. osób dotąd niekorzystających z rowerów deklaruje, że jest gotowych do przesiadki, jeśli dostaną możliwość wygodnej jazdy. Przeprowadzamy teraz wielki test – mówi Łukasz Franek, dyrektor krakowskiego Zarządu Transportu Publicznego.
Cel jest konkretny: skłonić tych wszystkich, którzy boją się w czasie pandemii korzystać z transportu zbiorowego, żeby wybrali rowery zamiast samochodów. W przeciwnym razie nasze miasta zakorkują się jeszcze bardziej, a i tak marna już jakość powietrza w Polsce, zwłaszcza zimą, będzie katastrofalna. Tymczasem większe zanieczyszczenie to też więcej ofiar koronawirusa, na co wskazują liczne badania.
Skazani na dwa kółka
W skali międzynarodowej Kraków nie robi nic nadzwyczajnego. Ograniczanie miejsca dla samochodów, aby przekazać je rowerom, to dziś trend ogólnoświatowy. Od Bogoty przez Nowy Jork, miasta europejskie, z Paryżem i Mediolanem na czele, po nowozelandzkie Auckland rowerzyści mają powody do zadowolenia.