JOANNA SOLSKA: – Psychologowie twierdzą, że po lockdownie boimy się wracać do pracy, bo może się okazać, że ją stracimy. Kto powinien obawiać się tego najbardziej?
AGNIESZKA CHŁOŃ-DOMIŃCZAK: – Najbardziej osoby zatrudnione w usługach, które jako pierwsze padły ofiarą pandemii, gdyż gastronomia, fryzjerzy, turystyka czy instytucje kulturalne przestały funkcjonować. Dzisiaj już powoli wracają do aktywności, ale nadal nie jest pewne, które przetrwają. Wiemy jednak, że recesja uderzy mocno nie tylko w branże usługowe, ale w całą gospodarkę.
COVID-19 przeorał gospodarkę, wzbudzając w nas wielkie poczucie niepewności, co będzie dalej. W efekcie, jako konsumenci, też zachowujemy się ostrożnie. Wydajemy mniej pieniędzy, staramy się oszczędzać, nie wiedząc, jak długo to potrwa i czy sami nie stracimy pracy. To już uderza np. w branżę samochodową. Rynek pracy czekają wielkie turbulencje.
W dodatku nie wiemy, co się na nim dzieje. Z danych GUS wynika, że do końca maja pracę straciło już 200 tys. osób, bo wiele firm nie doczekało się od państwa pomocy. Z kolei premier Morawiecki chwali się, że kolejne tarcze pozwoliły uratować aż 5 mln miejsc pracy i bezrobocie rośnie powoli.
Nie wiemy dokładnie, jak jest. Dane GUS obejmują tylko zatrudnienie w firmach powyżej dziewięciu pracowników, więc liczba osób, które straciły pracę, może być o wiele większa. Z badań państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) wynika, że do 22 kwietnia pracę w małych i średnich firmach straciło już 600 tys. osób. Badania ekonomistów z UW i kilku pozarządowych ośrodków badawczych pokazują, że bezrobocie wzrosło dwukrotnie.
Dziś podsumowanie efektów tarcz także jest przedwczesne. Brakuje nam narzędzi pozwalających monitorować na bieżąco to, co dzieje się na rynku pracy.