Wystarczyły cztery tygodnie i na założonym na początku kwietnia portalu internetowym wypowiedzeni.pl, stworzonym specjalnie dla tych, którzy w związku z epidemią koronawirusa zostali bez pracy, jest już ponad 1,5 tys. zgłoszeń. Współzałożyciel strony Przemysław Serba przyznaje, że nie ma dnia, żeby ktoś się u nich nie rejestrował – sprzedawcy, handlowcy, pracownicy biurowi, ale też pracownicy z korporacji, bankowcy, dyrektorzy.
Podobne tendencje można zaobserwować również w dużych agencjach pracy, np. Randstad podaje, że zapytań o oferty i przesyłanych aplikacji trafia do nich obecnie więcej o 25 proc. Podobnie zresztą jest i na zwykłych stronach typu „Dam pracę/Szukam pracy” na Facebooku. Ludzie piszą: „Doświadczenie w handlu i gastronomii, pilnie szukam pracy”, „Od zaraz!”, „Nie boję się nowych wyzwań”, „Czasy są, jakie są, rozważę każdą propozycję”.
Tymczasem Jeronimo Martins Polska, właściciel sieci sklepów Biedronka, w ciągu ostatnich tygodni zanotował 100-procentowy wzrost liczby telefonów z zapytaniami o możliwość zatrudnienia w swoich sklepach i centrach dystrybucyjnych.
Monika Fedorczuk, ekspert Konfederacji Lewiatan, przyznaje, że rynek pracy podzielił się obecnie na branże zwalniające i przyjmujące. Wśród tych pierwszych jest szeroko rozumiana kultura i rozrywka, branża beauty, a także turystyka i motoryzacja. Ludzi do pracy potrzebują za to firmy zajmujące się handlem internetowym, usługami kurierskimi czy dostawą towarów.
– I choć ostatnie dane za marzec podawane przez GUS nie pokazują znaczącego wzrostu liczby bezrobotnych w Polsce, a wręcz przeciwnie, paradoksalnie pokazują spadek, to wiadomo, że w kolejnych miesiącach bezrobocie się uwidoczni – mówi Monika Fedorczuk.