Dziś wszyscy z niepokojem śledzą doniesienia dotyczące koronawirusa. Wiadomo że pandemia wpłynie też na gospodarkę. Jak w tej nowej rzeczywistości odnajdą się polskie uczelnie? Czy mogą zaproponować coś biznesowi?
Pewne jest, że polskie uczelnie potrzebne będą biznesowi, a biznes uczelniom. Jednak w dalszym ciągu nie został wypracowany mechanizm umożliwiający wykorzystanie w pełni możliwości takiej współpracy. Powodem są wieloletnie zaszłości we wspólnych relacjach. W okresie transformacji przemysł stracił zainteresowanie badaniami i ich wdrożeniami. Koncerny zagraniczne kupujące polskie firmy miały swoje działy badawcze. W konsekwencji spadły wydatki na badania i rozwój do bardzo niskiego w Unii Europejskiej poziomu ok. 1 proc. PKB. Stracono wiele kompetencji i know-how, które teraz byłyby dla polskiej gospodarki kluczowe.
Polskie przedsiębiorstwa, dysponujące zasobami potrzebnymi do finansowania badań, spotykają się czasami z brakiem zainteresowania, a niekiedy i brakiem doświadczenia ośrodków badawczych, w tym także uczelni, do podjęcia takiej współpracy. Uczelnie praktycznie nie potrzebowały biznesu, bo niezbyt wiele mogły zaoferować. Jednocześnie, poza nielicznymi wyjątkami, same przedsiębiorstwa też nie były zainteresowane wynikami prac badawczych, traktując naukowców jak nieprzydatnych teoretyków. W praktyce więc uczelnie i biznes funkcjonowały obok siebie.
Czy teraz sytuacja się zmieniła?
Tak, stało się to dzięki zagranicznym inwestorom, którzy dostrzegli wysokie kompetencje absolwentów polskich uczelni. Uważają, że są oni tak samo dobrze wykształceni jak ich koledzy z Zachodu, a bywają znacznie tańsi. Takie firmy jak Samsung, Google, Motorola, Aptiv utworzyły w Polsce centra badawczo-rozwojowe. Równolegle polscy naukowcy zaczęli szerzej publikować i patentować wyniki swoich badań. Pojawiły się polskie – niestety niewykorzystane, ale zauważone na świecie technologie – niebieski laser czy grafen. I choć przybywa firm, które korzystają ze środków publicznych w ramach programów Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, to wciąż pojawia się pytanie o naukochłonność polskiej gospodarki. Wprawdzie po wejściu do UE jest lepiej, ale daleko nam do średniaków europejskich, nie mówiąc o liderach, gdzie nakłady na badania i rozwój przekraczają 3 proc. PKB.
Dlaczego to jest tak istotne?
Słowo klucz to konkurencyjność. Na razie opieramy ją na korzystnych relacjach kosztowych. To jednak nas nie premiuje. Zawsze będzie można znaleźć kogoś, kto zrobi coś taniej. Aby się rozwijać, polska gospodarka musi oprzeć się na własnych technologiach i innowacjach. Tego nie da się zrobić bez zaplecza naukowego. To oznacza konieczność zintensyfikowania współpracy uczelni z biznesem. Jeśli nie z dużymi polskimi przedsiębiorstwami, dla których sektor nauki powinien być naturalnym zapleczem, to z sektorem finansowym w celu wsparcia rozwoju powstających na uczelniach nowych technologii i nowoczesnych produktów. Ktoś musi wspomóc takie projekty kapitałem. Proszę pomyśleć, gdzie bylibyśmy w walce z COVID-19, gdyby taki podmiot jak Warsaw Genomic wsparto wcześniej większymi środkami na rozwój. Takich perełek jest więcej. Sam jestem ciekaw, o ilu rozwiązaniach nigdy byśmy nie usłyszeli, gdyby nie obecna sytuacja kryzysowa.
Co więc trzeba zrobić?
Musimy tworzyć sieci łączące uczelnie i podmioty gospodarcze. Upowszechniać wiedzę o tym, jakie są aktywa polskich uczelni i na czym przedsiębiorstwa mogłyby zarobić, współpracując z nimi. Musimy też pokazywać w świecie nauki, że biznes nie parzy, że tam są fundusze na rozwój, których państwo może nigdy nie mieć. I w tym jest duża rola władz polskich uczelni.
Na Zachodzie władze uczelni, rektor, kanclerz i inne kluczowe osoby zasiadają we władzach spółek, radach dyrektorów, radach naukowych korporacji. Łączą zasoby uczelni z zasobami korporacji. Czy to, co jest dobre dla MIT, Uniwersytetu w Cambridge czy Uniwersytetu Technicznego w Monachium, które są w czołówce rankingów światowych uczelni wyższych, miałoby być złe dla polskich uczelni? Światy biznesu i nauki muszą się nauczyć współpracować i wzajemnie wspierać. Biznes, to naturalny odbiorca części wyników prac badawczych. To miejsca zatrudnienia naszych absolwentów i podobnie jak w świecie może być źródłem stabilnych i sporych dochodów. Dla uczelni to partner tak samo kluczowy jak rząd, ale bardziej perspektywiczny.
Co w tym procesie jest najważniejsze?
Będąc członkiem rad nadzorczych kilku polskich firm i instytucji finansowych, widzę, jak ważne jest, aby rezultaty polskich badań mogły być finansowane przez banki czy fundusze inwestycyjne zarówno przy dużych projektach, jak i start-upach.
Wiem, że jeśli brak nam know-how, to można je ściągnąć z innych krajów. Nad takim projektem pracuję z moimi kolegami z Izraela. Koniecznie jednak należy tworzyć własne know-how. Musimy być odważni, konsekwentni, by wchodzić w interakcje. W ten sposób poprawimy nie tylko miejsca we wszelakich uczelnianych rankingach, ale przede wszystkim stworzymy stabilne i konkurencyjne środowisko dla innowacji i rozwoju.
Materiały Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego
Opr. Zofia Leśniewska