W grudniu, gdy już zaczynaliśmy odczuwać drożyznę, wzrost cen wynosił „tylko” 3,4 proc. Styczeń pokazał, że była to tylko przygrywka. Najszybciej drożeje żywność i napoje (6,7 proc.) oraz utrzymanie mieszkania (4,9 proc.). W Unii Europejskiej w podobnym tempie rosną ceny tylko na Węgrzech (4,7 proc.). Przed nami droga wiosna, kiedyś nazywana przednówkiem. Rząd się tym jednak nie przejmuje i wyraźnie chce, żeby inflacja była jeszcze wyższa. Od kwietnia zdrożeją przecież napoje i słodkie soki, bo w życie ma wejść podatek cukrowy.
Zwykle ceny najszybciej rosną w krajach, w których dynamicznie rozwija się gospodarka. Nasza wyraźnie zwalnia (w IV kw. PKB szacowany jest na 3,1 proc.), a ceny się rozpędzają. Eksperci, którzy wcześniej uważali, że tempo wzrostu nie będzie aż tak wysokie, teraz zaczynają straszyć stagflacją (połączeniem stagnacji gospodarki z szybką inflacją).
Ceny w Polsce rosną najszybciej od ośmiu lat
Żywność drożeje z kilku przyczyn. Warzywa i owoce z powodu ubiegłorocznej suszy. Wieprzowina, której obok drobiu jemy najwięcej – z powodu wzrostu jej światowych cen. Warto zwrócić uwagę, że susza była w całej Europie, a mimo to w innych krajach ceny tak nie pędzą. Wyższe światowe ceny wieprzowiny dotknęły także inne kraje, które jednak na drożyznę nie mają powodu narzekać. Skoro więc u nas ceny rosną najszybciej, warto poszukać przyczyn na własnym podwórku.
Czytaj także: Nie tylko alkohol, papierosy i prąd. Za co jeszcze zapłacimy więcej w 2020 r.?
Rząd nie rozwiązuje problemu deficytu wody
Polskie rolnictwo jest mniej odporne na suszę niż tam, gdzie klimat jest jeszcze cieplejszy, np. w Hiszpanii. Inni wodę szanują i magazynują deszczówkę, u nas po coraz bardziej ulewnych, ale rzadkich deszczach woda szybko spływa do rzek, mamy coraz większe zagrożenie powodzią. Zamiast budować małe, lokalne zbiorniki retencyjne, żeby zatrzymywały wodę tam, gdzie spadła, rząd przez kilka ostatnich lat zapowiadał... regulację Wisły i Odry, żeby stały się wodnymi autostradami. Jakby nie wiedział, że regulacja rzek zwiększa zagrożenie powodziami i przyspiesza odpływ do morza. Teraz PiS mówi, że chce wydać w tym roku na retencję 400 mln zł, ale to ciągle tylko plany. Przez pięć lat nie zrobił nic.
Jeśli susza nawiedzi nas także w tym roku, czego w związku z ocieplaniem się klimatu raczej należy się spodziewać, na dobre zbiory warzyw także nie można będzie liczyć. Przysłowiowa już pietruszka i kapusta, podobnie jak pozostałe warzywa, drogie będą na „przednówku”, ale i po nowych zbiorach nie stanieją. Warzywa zaczniemy sprowadzać z innych krajów.
Drogi prąd to wyższe ceny
Rząd najpierw sztucznie zamroził ceny prądu dla gospodarstw domowych, a teraz zapewnia, że podwyżki cen energii najuboższym wyrównają rekompensaty. To ściema. Przemysł i cała gospodarka za energię płacą od ponad roku coraz więcej, a przecież koszt energii jest w każdym produkcie i usłudze. Nie tylko w drożejących biletach na pociąg, ale i w codziennym chlebie czy nabiale. Nie mówiąc o kosztach utrzymania mieszkania.
Upór rządu przy węglu spowoduje, że nie tylko konsumenci za wszystko będą musieli płacić więcej, zatem inflacja raczej nie będzie malała, ale też konkurencyjność całej naszej gospodarki się obniży, co odbije się na wynikach eksportu.
Czytaj także: Są wybory, są rekompensaty za prąd. Ale nie dla wszystkich
Płaca minimalna też przyspiesza inflację
Polacy powinni zarabiać więcej, ale nie załatwi się tego długopisem. Rząd, podnosząc szybko płacę minimalną, nie zwiększył naszej wydajności. Zwiększyłyby ją inwestycje, ale przedsiębiorcy boją się inwestować. Firmy znalazły się w trudnej sytuacji, ponieważ więcej trzeba zapłacić pracownikom „na minimalnej”, ale także tym, którzy do tej pory zarabiali więcej, mają bowiem wyższe kompetencje. Żeby nie było sytuacji jak w polskich szpitalach, że salowe zarabiają lepiej od pielęgniarek.
Tymczasem firm nie stać na podwyżki dla wszystkich. Więc żeby na nie zarobić, podnoszą ceny wyrobów. Mamy kolejną przyczynę rozpędzającej się inflacji.
Rada Polityki Pieniężnej, której konstytucyjnym obowiązkiem jest dbać o stabilność cen, zapowiada, że stóp procentowych nie podniesie. Więc szybko rosną ceny mieszkań, bo coraz mniej osób oszczędza, inwestując za to w nieruchomości. GUS, licząc wskaźnik inflacji, rosnących cen mieszkań nie uwzględnia. To jeden z powodów, dlaczego w powszechnym odczuciu ceny rosną jeszcze szybciej, niż podaje GUS.
Nie zanosi się, aby choć jedna z podanych tu przyczyn wzrostu cen wkrótce przestała być aktualna. Na to, że ceny zwolnią, nie mamy więc co liczyć.