Jako pierwszy zamknięty został Adamów, elektrownia o mocy 600 MW, na węgiel brunatny pochodzący z pobliskiej kopalni odkrywkowej o tej samej nazwie. Obie mieszczą się w Turku i należą do Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin (ZE PAK), spółki giełdowej kontrolowanej przez Zygmunta Solorza-Żaka. To jedyny duży, konwencjonalny producent prądu, którego do tej pory państwo nie przejęło. ZE PAK ma jeszcze trzy czynne elektrownie. Wszystkie korzystają z węgla brunatnego wydobywanego przez własne kopalnie. Wytwarzają z niego 7 proc. energii zużywanej w Polsce.
Powody wygaszenia Adamowa były dwa. Przede wszystkim elektrownia wykorzystała już limit czasu pracy, jaki Bruksela przyznała jej w ramach okresu przejściowego dla instalacji niespełniających unijnych standardów. Ważniejsze było jednak to, że kopalni Adamów kończy się węgiel, a w maju kończy się też koncesja na wydobycie. Kopalnia zabiega o jej przedłużenie do 2023 r., przekonując, że ZE PAK jej potrzebuje.
„Po 60 latach działalności kopalni świadomość zbliżającego się nieuchronnie końca musi rodzić nutkę żalu” – mówił podczas niedawnej Barbórki dyrektor KWB Adamów. Górnicy liczą, że przeniosą się do nowej odkrywki Ościsłowo. Problem jest tylko taki, że uruchomienie dziś kopalni węgla brunatnego to zadanie karkołomne, tak od strony formalnoprawnej, jak i ekonomicznej. Trzeba też pokonać społeczny opór, a ten w Wielkopolsce jest szczególnie silny. Protestują organizacje ekologiczne, a największe obawy mieszkańców budzi sprawa wody. Żeby kopalnia mogła prowadzić wydobycie, konieczne jest obniżenie poziomu wód gruntowych, co odczuwają okoliczni mieszkańcy. A z wodą w centralnej Polsce jest szczególnie krucho.
Odkrywka Tomisławice należąca do kopalni Konin od dawna jest oskarżana o to, że z jej powodu szybko wysycha jezioro Gopło.