Wirus afrykańskiego pomoru świń szybko zbliża się do niemieckiej granicy. Rząd PiS, który przez ponad cztery lata nie potrafił opanować choroby, teraz znów uznał, że głównym winowajcą nie jest jego nieudolność, ale dziki. Więc trzeba je wystrzelać, a protestujących ekologów powsadzać do więzienia. W tym celu Sejm właśnie znowelizował aż dziewięć ustaw.
Stosowny projekt zgłosiła grupa posłów PiS, choć wiadomo, że pisany był pod dyktando Krzysztofa Ardanowskiego, ministra rolnictwa. Minister musi pokazać, że wreszcie coś robi, mimo że jest to przeciwskuteczne – wirus jest już w całej Polsce, szybko dociera do naszej zachodniej granicy. To z powodu ASF polskiej wieprzowiny nie można już eksportować, bo dotychczasowi odbiorcy boją się przywleczenia choroby do nich. Do tej pory solidarnie kupowały od nas mięso tylko kraje Unii Europejskiej, teraz i one mogą się wirusa wystraszyć. Oddzielą się od Polski kordonem sanitarnym. Polskim producentom grozi ruina. Niemcy już na swojej granicy stawiają zasieki, które uciekające z Polski dziki mają zatrzymać.
Czytaj także: Polskie mięso. Dramat w czterech aktach
PiS poluje na głosy rolników
Polowania sanitarne, które wprowadzili właśnie autorzy ustawy, mają na celu masowy odstrzał zwierząt pod pretekstem walki z afrykańskim pomorem świń. Uciekając spod luf, jeszcze szybciej będą roznosić chorobę. Ekolodzy, ale także naukowcy twierdzą, że masowa eksterminacja dzików wirusa ASF nie zlikwiduje. Może nawet spowodować, że rozprzestrzeniać się będzie jeszcze szybciej.
Główną przyczyną nieskutecznej walki z chorobą jest bowiem nieprzestrzeganie zasad bioasekuracji w małych gospodarstwach rolnych. Są za biedne, żeby wyposażyć się w maty dezynfekujące i ściśle przestrzegać zasad, ale są też... wyborcami PiS. Inspekcja Weterynaryjna w egzekwowaniu bioasekuracji ma związane ręce, drobni rolnicy witają inspektorów z widłami. Sam minister rolnictwa tuż przed uchwaleniem prawa mającego ułatwić eksterminację dzików bronił drobnych rolników, tłumacząc, że mają przestarzałe gospodarstwa, więc nie mogą przestrzegać zasad. Czyli prawdziwych przyczyn roznoszenia wirusa zlikwidować nie zamierza. Dziki są zamiast.
Inspekcja Weterynaryjna, zamiast egzekwować zasady bioasekuracji, pomoże więc przy organizowaniu polowań sanitarnych. Najwyraźniej autorzy nowych przepisów myślą tylko o tym, aby przed wyborami prezydenckimi pokazać, że nareszcie zmierzyli się z wirusem. Rolnicy się tego od dawna domagają, wiele gospodarstw hodujących świnie już poniosło ogromne straty, ponieważ stwierdzenie choroby u jednego zwierzęcia wymaga natychmiastowego zlikwidowania całego stada. ASF wyleczyć nie można.
Czytaj także: Jest przełom w walce z ASF? Szczepionka dla dzików ma 92 proc. skuteczności
Myśliwi będą pilnować samych siebie?
Kłopot w tym, że podczas krwawych polowań na dziki myśliwi zasad bioasekuracji także nie przestrzegają. Martwe zwierzęta krwawią, ich wnętrzności walają się po lasach, wirus się roznosi. Aktywiści, którzy usiłują patrzeć im na ręce, zamieszczają w internecie liczne tego dowody. Teraz przestaną, bo w myśl nowych przepisów ekolodzy już do lasu nie wejdą. Za utrudnianie polowania sanitarnego będzie grozić do trzech lat więzienia. Myśliwych kontrolować już nikt nie będzie, nie wytknie im nieprzestrzegania zasad. Będą pilnować sami siebie.
Za to do pomocy przy eksterminacji dzików mają się stawić policja, straż pożarna, straż graniczna, a nawet wspomniana Inspekcja Weterynaryjna. Zamiast strzec porządku publicznego, gasić pożary i dbać o bezpieczeństwo produkowanej żywności, stosowne służby będą szukać po lasach padłych dzików. A kto będzie badał mięso, które trafia do naszych sklepów? Kto zadba, żeby do ubojni nie trafiały „leżaki”? W Inspekcji Weterynaryjnej od lat brakuje ludzi do pracy, są setki wolnych etatów, najwyraźniej jednak zdrowie i życie konsumentów jest mniej ważne niż eksterminacja dzików.
A co dla nas? Strzelanie z tłumikiem za oknem i zakaz spacerów po lesie
Przy polowaniu na dziki oberwać mogą też ludzie. Sanitarne jatki mają się odbywać również w nocy, a myśliwi – to kolejna nowość – zastosują broń z tłumikiem. Autorzy nowego prawa uzasadniają to tym, że... nie będą przeszkadzać okolicznym mieszkańcom. Czyli lepiej, żeby ci okoliczni mieszkańcy po zmroku nie wychodzili, bo nie słysząc strzelania, mogą nawet stracić życie. Zwykły spacerowicz, który wybierze się do lasu w dzień polowania, żeby odetchnąć czymś innym niż smog, naraża się na rok więzienia. Lasy mają teraz należeć do myśliwych, nam łażenia po lesie się zakazuje. Żebyśmy nie przeszkadzali w „zwalczaniu wirusa”.
Przed kilkoma laty PiS straszył, że Platforma z PSL chcą sprywatyzować lasy państwowe, co było nieprawdą. Jeśli teraz aż dziewięć ustaw zostało zmienionych, żeby myśliwi mogli strzelać do zwierząt bezkarnie (skąd wiadomo, że tylko do dzików?), to najwyraźniej lasy zostały sprywatyzowane naprawdę. Przy użyciu tłumika. Bez szkody dla wirusa.
Jan Woleński: Dziki. Jak prymitywny interes polityczny wygrał z rozsądkiem