Systemy wyliczania opłat za odbiór i przetwarzanie śmieci każde miasto i gmina ustalają same. One też podpisują indywidualne umowy na wywóz, utylizację i ewentualne składowanie śmieci. W większości gmin obowiązuje opłata od mieszkańca, ale duże miasta stwierdziły, że to bez sensu. Wiele osób mieszka niezameldowanych i śmiecą, a do rachunków się nie dokładają. Gdańsk liczy więc teraz opłaty od metra kwadratowego mieszkania, co wywołuje protesty, zwłaszcza osób samotnych żyjących w dużych lokalach. Kompromisem bywa uzależnienie opłaty śmieciowej od zużycia wody. Na taką metodę zdecydowały się na przykład Kołobrzeg i Sopot, ale dla dużych metropolii to oznacza gigantyczny wzrost kosztów wyliczania indywidualnych opłat. Jednak bez względu na sposób obliczeń cenową eksplozję odczuwa już większość Polaków. A resztę mieszkańców podwyżki dotkną, gdy skończą się stare umowy i gminy rozpiszą nowe przetargi.
W Łodzi od grudnia każdy mieszkaniec płaci za odbiór śmieci 24 zł miesięcznie zamiast 13. W Gdańsku od lutego ceny pójdą w górę dwukrotnie – z 44 do 88 gr za każdy metr kwadratowy mieszkania. To i tak łagodna podwyżka w porównaniu z sąsiednią Gdynią, gdzie nowe stawki są o 140 proc. wyższe od starych. W Warszawie trzyosobowa rodzina płaciła dotąd miesięcznie 27 zł, a już niedługo będzie to 65 zł dla każdego mieszkania w budynku wielorodzinnym. Fala podwyżek nie omija też małych gmin, gdzie ludzie zarabiają przecież gorzej niż w dużych miastach. Na przykład w podlaskim Supraślu każdy mieszkaniec zapłaci za odbiór śmieci 20 zł miesięcznie, czyli dwukrotnie więcej niż dotąd. Skąd tak gigantyczne podwyżki?
Ekologiczna ofensywa
Gminy wymieniają całą listę przyczyn podwyżek, poczynając od rosnących cen prądu, a kończąc na podwyżkach płacy minimalnej