Bankructwo firmy określanej jako najstarsze biuro podróży świata (178 lat obecności marki na rynku) to dziś z pewnością temat numer jeden w Europie. Rozpoczęła się wielka logistyczna akcja awaryjnego sprowadzania z wakacji blisko 600 tys. klientów Thomasa Cooka i ogromnej rzeszy jego spółek zależnych. Najbardziej dotknięci upadłością są Brytyjczycy i Niemcy. U naszych zachodnich sąsiadów przestało działać biuro podróży Neckermann, należące właśnie do Thomasa Cooka. Na szczęście polski Neckermann Podróże zapewnia, że funkcjonuje bez zakłóceń.
Czytaj także: Jak uniknąć kłopotów na urlopie
Czy biura podróży mają jeszcze rację bytu?
Kłopoty Thomasa Cooka mają długą historię i składa się na nie wiele elementów. Koncernowi zaszkodziły błędne decyzje dotyczące fuzji i przejęć. Gdy wpadł w tarapaty, zaczął szukać winnych wszędzie dookoła. I tak odpowiedzialne za problemy Thomasa Cooka miały być polityczne zawieruchy w Egipcie, Tunezji i Turcji, zbyt ciepłe, zniechęcające do wyjazdów nad Morze Śródziemne ubiegłoroczne lato (zwłaszcza w Wielkiej Brytanii), a także, oczywiście, brexit – odstraszający część Brytyjczyków od planowania z wyprzedzeniem zagranicznych wakacji. Każdy z tych elementów z pewnością coraz bardziej pogarszał sprawę. Ale przecież nie one zdecydowały o bankructwie.
Dla biur podróży sytuacja jest dzisiaj paradoksalna: podróżujemy coraz częściej, ale nie oznacza to wcale, że potrzebujemy do tego pośredników. Zwłaszcza osoby młodsze, decydujące się już nie tylko na dłuższe wakacje letnie, ale i na szereg krótszych wypadów w ciągu roku, świetnie potrafią korzystać z dobrodziejstw nowych technologii. Należą do nich takie serwisy jak Airbnb czy Booking, które stały się gigantycznymi pośrednikami oferującymi całe spektrum możliwości zakwaterowania. Dodajmy do tego ekspansję tanich linii lotniczych, dzięki którym można znaleźć bezpośrednie loty tam, gdzie jeszcze do niedawna latały tylko samoloty czarterowe.
Czytaj także: Strach dusi turystykę
Thomas Cook, czyli upadek legendy
Nie znaczy to oczywiście, że biura podróży są już nikomu niepotrzebne. Wciąż korzystają z nich zwłaszcza osoby starsze, mniej obeznane z nowymi technologiami, albo rodziny z dziećmi, którym zależy na bardzo określonym typie wypoczynku „all inclusive”. Jednak dla rosnącej rzeszy klientów biura okazują się zbędne. A to oznacza, że muszą bardzo szybko reagować na zmieniające się trendy i nie mają już komfortu życia z wysokich marż.
Tymczasem Thomas Cook był molochem, zupełnie nieodpornym na wszelkie rynkowe wstrząsy. Jego właściciele do końca liczyli, że uratuje ich brytyjski rząd. Już raz, krótko po II wojnie światowej, Thomas Cook rzeczywiście został znacjonalizowany przez rządzącą wówczas Partię Pracy. Teraz u steru są konserwatyści, którzy taki państwowy interwencjonizm stanowczo odrzucają. Wolą zająć się akcją sprowadzania do domu pechowych turystów, niż publicznymi pieniędzmi ratować legendę.
Zobacz także: Globalna branża turystyczna ma 178 lat