Szefowie CD Projektu, a zarazem główni akcjonariusze, w ostatnich miesiącach prowadzili skomplikowaną rynkową grę. Umiejętnie podtrzymywali napięcie co do planów spółki i przygotowywanych nowości. Świat graczy i inwestorów giełdowych od dawna z niecierpliwością oczekuje na pojawienie się nowej gry na miarę „Wiedźmina 3”. Ma nim być „Cyberpunk 2077”, fabularna gra akcji. Choć rozgrywa się w ponurych realiach Kalifornii przyszłości, a nie w fantastycznym świecie prasłowiańszczyzny, to pod względem skali produkcji, czasu i nakładów podobna jest do „Wiedźmina”. Od tego, czy znajdzie uznanie graczy na całym świecie, zależy przyszłość warszawskiej spółki. Dlatego producent zdecydował o obsadzeniu w roli głównej amerykańskiego gwiazdora Keanu Reevesa, pamiętnego Neo z filmu „Matrix”. Dziś bowiem fabularne gry akcji, zaliczane do kategorii AAA, coraz bardziej przypominają produkcje filmowe. W grze występuje wprawdzie cyfrowy avatar Reevesa, ale jego wizerunek, gesty i zachowanie zostały precyzyjnie odwzorowane za pomocą techniki przechwytywania ruchu. To metoda stosowana również w filmie.
Kiedy podczas sierpniowych targów Gamescom w Kolonii oficjalnie ogłoszono, że gra będzie miała premierę w połowie kwietnia przyszłego roku, cena akcji CD Projektu zaczęła szybko rosnąć. Zbliża się już do 250 zł, a analitycy wróżą, że może dojść do 300 zł. To sprawia, że pod względem giełdowej wyceny spółka jest już warta tyle, ile państwowe giganty elektroenergetyki – PGE, Energa, Enea i Tauron razem wzięte. A przecież niespełna dekadę temu akcje CD Projektu kosztowały 1 zł i gdyby nie Zbigniew Jakubas, twórcy „Wiedźmina” przepadliby z kretesem. Banki odmawiały im finansowania, biznesmen zaryzykował, wykładając 14 mln zł.