W ostatnich miesiącach roczna dynamika cen mieszkań w większości największych polskich miast osiągnęła już poziomy dwucyfrowe, a w Toruniu czy Sosnowcu za przeciętny lokal trzeba zapłacić nawet o jedną piątą więcej niż w połowie 2018 r. To rezultat nałożenia się wielu czynników – spadającego bezrobocia, wysokiej dynamiki płac, zasilenia budżetów rodzin przez wypłaty świadczeń z programu 500+ oraz utrzymywania stóp procentowych przez NBP na historycznie najniższym poziomie, a przede wszystkim wysokiego optymizmu Polaków w stosunku do własnej przyszłości finansowej i koniunktury gospodarczej w kraju.
Ostatnie takie podwyżki cen mieszkań
Zapewne są to jednak ostatnie tak silne podwyżki cen, bo na horyzoncie widać już zmiany, które mogą ostudzić rynek nieruchomości. Z początkiem tego roku odnotowano spadek liczby pracujących Polaków – to oczywiście nie symptom kryzysu, ale efekt starzenia się społeczeństwa i coraz mniejszej liczby osób w wieku produkcyjnym. Zjawisko ma jednak negatywny wpływ na strumień dochodów, które płyną do gospodarstw domowych. Przekłada się to na wolniejszy wzrost kapitału, jaki Polacy mogą inwestować w mieszkania.
Co więcej, zgodnie z najnowszymi danymi NBP coraz ciężej jest też o nowe kredyty hipoteczne. Banki zaostrzają bowiem warunki, jakie należy spełnić, aby otrzymać pożyczkę, a dodatkowo podnoszą marże, co sprawia, że maksymalna wysokość kredytu, jaki można otrzymać, także maleje. W rezultacie coraz wolniej będzie rósł popyt na mieszkania: zarówno te nowe, jak i te z rynku wtórnego.
Czytaj więcej: Mieszkanie w średnim mieście wynajmę
Idzie spowolnienie gospodarcze
Zza zachodniej granicy do Polski idzie także spowolnienie gospodarcze. Wielka Brytania jest w stagnacji, a Niemcy, czyli najważniejszy partner handlowy Polski, wpadli właśnie w recesję. Ten spadek aktywności ekonomicznej za granicą już można odczuć w Polsce – dynamika PKB zmalała w II kwartale do 4,4 proc., a w miesiącach letnich wyniesie ok. 4 proc. Coraz bardziej pesymistyczne nastroje będą podkopywać optymizm Polaków, czemu nie zapobiegnie nawet rozszerzony od lipca program 500+. W rezultacie mniej osób będzie decydować się na zakup mieszkania w obawie przed poważniejszym tąpnięciem w gospodarce.
Ostatnim czynnikiem, który będzie wystudzał rynek mieszkaniowy, jest powolny spadek liczby ludności. Spowoduje on równoczesne zwiększanie liczby wystawionych na sprzedaż mieszkań ze spadków rodzinnych oraz zmniejszenie liczby nowych rodzin rozpoczynających poszukiwanie własnego domu.
Jednak osoby oczekujące głębszej korekty cen mieszkań nie będą miały powodów do radości. O ile bowiem, dalsze przyspieszenie wzrostu cen mieszkań jest mało prawdopodobne, o tyle jeszcze mniej prawdopodobny jest ich spadek.
Czytaj więcej: Przedmieścia Warszawy
Deweloperzy już czują zmianę
Oczekiwane pogorszenie koniunktury przekłada się bowiem na decyzje samych deweloperów, którzy już od kilku miesięcy redukują liczbę nowych inwestycji budowlanych. Nauczeni doświadczeniami z lat 2008–11, kiedy znacząco przestrzelili z planowaną podażą nowych lokali w momencie, gdy gospodarka wchodziła w fazę spowolnienia, teraz są dużo bardziej zachowawczy w kwestii wzrostu liczby oferowanych mieszkań. Taka postawa zapobiegnie głębszym spadkom cen nieruchomości, zwłaszcza w największych miastach.