Od 1 stycznia przyszłego roku 95 proc. samochodów sprzedawanych przez każdego producenta na obszarze Unii Europejskiej będzie musiało spełniać nowy limit maksymalnej emisji CO₂ – 95 gramów na kilometr. Od 2021 r. wszystkie. – To ogromne wyzwanie, bo dziś dopuszczalna emisja to 120 g, a i tak producenci mają problemy z wypełnieniem normy. Co gorsza średnia emisja ostatnio rośnie. To uboczny efekt malejącego udziału w sprzedaży modeli z silnikami Diesla, a także rosnącej popularności aut typu SUV – wyjaśnia Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Napęd wysokoprężny przeżywa kryzys za sprawą afery Volkswagena i problemów z ograniczaniem toksycznych składników spalin. Dwutlenek węgla do nich nie należy, bo jest nieuniknioną konsekwencją każdego procesu spalania. Im większy apetyt na paliwo ma auto, tym więcej z rury ulatnia się CO₂, a silniki benzynowe palą więcej niż diesle. I tak emisja rośnie.
Dwutlenek węgla, choć nietoksyczny, jest gazem cieplarnianym, głównym sprawcą zmian klimatu i powodem największej troski świata, a Unii w szczególności. Według Europejskiej Agencji Środowiska transport w UE odpowiada za około 20 proc. jego całkowitej emisji i jako jedyny sektor gospodarki produkuje go coraz więcej, gdy inne (np. energetyka, rolnictwo, przemysł) coraz mniej. Spośród różnych gałęzi transportu ten drogowy, głównie osobowy, generuje go najwięcej (73 proc. w 2016 r.).
Dlatego władze UE zajęły się autami w sposób radykalny. W połowie kwietnia Parlament Europejski przyjął nową regulację 521 głosami, przy 63 głosach przeciw i 34 wstrzymujących się. Poparła ją Rada Ministrów i Komisja Europejska. Producenci samochodów jęknęli z rozpaczy, bo ostateczna wersja przepisów okazała się ostrzejsza od zapowiadanej.