Majstrowanie przy wartości pieniądza to najprostsza droga do szybkiej zmiany sytuacji gospodarczej. Spadek tej wartości może w krótkim okresie – np. jeszcze przed wyborami – rozkręcić eksport, a co za tym idzie, przywrócić wzrost gospodarczy, zmniejszyć bezrobocie. I zwiększyć popularność rządzących. Są jednak skutki uboczne, choćby takie, że wszystko, co z zagranicy, drożeje, przede wszystkim kredyty. A w skrajnym przypadku inflacja, czyli spadek wartości pieniądza, może się wymknąć spod kontroli, co grozi Wenezuelą. Ale to już najczęściej po wyborach.
Stąd wzięła się idea niezależnego (od polityków) banku centralnego. Tak jak Odyseusz kazał się przywiązać do masztu, aby nie ulec urokom syren, tak twórcy Europejskiego Banku Centralnego (EBC) chcieli, aby nigdy nie stał się on częścią bieżącej układanki politycznej. Tym razem jednak wakaty się zbiegły i wybór Christine Lagarde na nowego szefa EBC jest elementem politycznego porozumienia, w ramach którego szefową Komisji Europejskiej zostanie Niemka Ursula von der Leyen. Mało tego, zastępcą Lagarde w EBC również jest polityk – Luis de Guindos, były minister finansów Hiszpanii.
– EBC, który zaczynał 21 lat temu jako klon arcykonserwatywnego Bundesbanku, ze ścianą oddzielającą go od polityków oraz bardzo wąskim zakresem narzędzi i celów (dbanie o wartość euro), stał się dziś jednym z najbardziej innowacyjnych banków centralnych świata, który już z wprawą używa takich wynalazków, jak luzowanie ilościowe czy ujemne stopy procentowe – uważa Jim Grant, twórca wpływowego magazynu „Interest Rate Observer”. – Jest też EBC jedyną prawdziwie federalną instytucją w Unii, a jego szefa bez przesady można nazwać najpotężniejszą osobą w Europie.