Leszek Czarnecki, w 2008 r. uważany za najbogatszego Polaka, chce pozwać Polskę do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego. Według „Gazety Wyborczej” zamierza oskarżyć Komisję Nadzoru Finansowego oraz Bankowy Fundusz Gwarancyjny o działanie na szkodę jego banków oraz próbę ich przejęcia. Swoje straty bankier ocenia na miliard euro (4,3 mld zł).
Czarnecki jest rozgoryczony, że śledztwo w sprawie afery KNF nie tylko nie posuwa się do przodu, ale odmówiono mu w nim nawet statusu pokrzywdzonego. To ważne, ponieważ przez to bankier nie ma dostępu do akt sprawy. W dodatku Prokuratura Krajowa uznała, że w wyniku korupcyjnej propozycji, jaką złożył mu Marek Ch., ówczesny szef Komisji Nadzoru Finansowego, bankier nie doznał żadnej szkody.
Czytaj także: Kim są główni bohaterowie afery KNF
Banki Leszka Czarneckiego w poważnych kłopotach
Marek Ch. zażądał od Czarneckiego zatrudnienia wskazanego przez niego prawnika za sumę – według bankiera – ok. 40 mln zł. Miało to spowodować, że nie zostanie wdrożony w życie „plan Sokala” (wtedy szefa Bankowego Funduszu Gwarancyjnego). Plan miał polegać na przejęciu banków Czarneckiego za przysłowiową złotówkę, co w czasie gdy obaj panowie rozmawiali, było jeszcze niezgodne z prawem. Bez wiedzy szefa KNF Czarnecki poufną rozmowę nagrał i złożył doniesienie do prokuratury.
Zanim jednak doszło do złożenia korupcyjnej propozycji wiosną 2018 r., banki Czarneckiego znalazły się w poważnych tarapatach. Najpierw, jeszcze przed wybuchem światowego kryzysu finansowego, z kupna Getin Banku, za który bankier zamierzał dostać 2 mld zł, wycofała się hiszpańska La Caixia.
Czytaj także: Państwowy skok na prywatny bank
Topniejący majątek Czarneckiego
Po wybuchu kryzysu było już tylko gorzej. Banki Czarneckiego udzielały dużo kredytów frankowych, co było najważniejszą, ale niejedyną przyczyną późniejszych finansowych kłopotów. Ich właściciel grał ostro, jego banki, np. Idea Bank, namawiały klientów do kupna bardzo ryzykowanych papierów (m.in. obligacji firmy windykacyjnej GetBack), nie informując o dużym stopniu ryzyka. Wielu klientów Czarneckiego było na niego wściekłych, stracili sporo pieniędzy. To wszystko mocno nadwerężyło zaufanie do instytucji finansowych, które biznesmen kontrolował. Ich akcje taniały z dnia na dzień.
W połowie 2018 r., a więc jeszcze przed wybuchem afery KNF, rynkowa wartość czterech jego największych spółek, z Getin Noble Bank na czele, spadła już poniżej 1 mld zł. Majątek Czarneckiego, w 2008 r. wyceniany przez „Forbesa” na 6,4 mld zł, 10 lat później szacowany był już tylko na 2,2 mld zł. I topniał nadal. Bankowy biznes pogrążał się w finansowych kłopotach, a Komisja Nadzoru Finansowego zażądała od biznesmena programu naprawczego, w ramach którego miał dokapitalizować swoje banki sporą sumą prywatnych pieniędzy. Ostateczny termin jego realizacji nadzorca rynku finansowego przedłużył z 2019 na 2021 r.
Czytaj także: Marek Chrzanowski i wunderwaffe PiS
Ślimaczy się śledztwo w sprawie afery KNF
Nie wiadomo, czy program naprawczy zostałby wdrożony z powodzeniem i czy kontrolowane przez Czarneckiego instytucje finansowe odzyskałyby zaufanie klientów. Bez tego o umocnieniu pozycji rynkowej nie ma bowiem mowy. Nie wiemy tego i już się nie dowiemy, ponieważ wcześniej wybuchła afera KNF. Z nagranej wypowiedzi byłego szefa KNF wynika, że państwowe instytucje nie miały wobec biznesmena uczciwych zamiarów. Miał prawo przypuszczać, że ani KNF, ani Bankowemu Funduszowi Gwarancyjnemu nie zależy na uzdrowieniu prywatnych banków, skoro zamierzają umożliwić ich przejęcie za przysłowiową złotówkę, a stosowne prawo – już po wybuchu afery – zostało nawet uchwalone i odbyłoby się to lege artis.
Myśląc tak, Czarnecki mógł się mylić. Ale dalszy rozwój wydarzeń pokazuje, że śledztwo w sprawie afery się ślimaczy, jakby państwu nie bardzo zależało na wykryciu i ukaraniu winnych. Do tej pory nie znamy odpowiedzi na ważne pytanie, dlaczego po nagranej przez biznesmena rozmowie obaj panowie udali się do prezesa NBP. Co mu powiedzieli? Wersja, że były szef KNF działał sam i chciał po prostu załatwić dobrze płatną posadę swojemu znajomemu, a jedynym winnym w tej aferze jest Marek Ch., wydaje się trudna do obrony.
Bankowy biznes Czarneckiego po wybuchu afery już się z kłopotów nie wykaraskał. Niewykluczone, że bankier stracił wiarę w możliwość prowadzenia biznesu w Polsce, zanim jeszcze stracił swoje banki. Jeśli tezy „GW” są prawdziwe, zamierza sobie odbić straty, żądając odszkodowania od instytucji państwowych. Ktokolwiek zawinił, zapłacą podatnicy.
Czytaj także: PiS próbuje przykryć SKOK-i swoją aferą KNF