Zgodnie z przypuszczeniami Sejm przypomniał sobie krótko przed wyborami o prezydenckim projekcie pomocy frankowiczom. Ale zrobił to głównie po to, żeby mieć alibi. Przyjęta wczoraj wieczorem ustawa wiele bowiem nie zmienia. Ułatwia nieco zasady przyznawania pomocy osobom, które mają poważne kłopoty finansowe, a muszą spłacać kredyty hipoteczne – zarówno te zaciągnięte w złotych, jak i w obcych walutach. Co ważne, nie chodzi o żadne nowe instrumenty, a tylko poluzowanie zasad dostępu do tzw. Funduszu Wsparcia, z którego dotąd korzystało niewielu kredytobiorców.
Czytaj także: PiS ma problem z frankowiczami. Naobiecywał, ale co dalej?
Nie będzie Funduszu Konwersji
Natomiast filar prezydenckiego projektu, czyli tzw. Fundusz Konwersji, został przez posłów wykreślony. Miały się na niego składać banki, a potem korzystać z tego źródła przy przewalutowywaniu kredytów we frankach albo euro na złotowe. O to właśnie od lat walczyła i walczy część frankowiczów, którzy żądają od banków przewalutowania kredytów, ale nie po kursie obecnym, tylko tym z dnia zaciągnięcia pożyczki. Oczywiście same banki robiły, co mogły, żeby Fundusz Konwersji nie powstał. Udało im się przekonać PiS, że taki krok zdestabilizuje system bankowy.
PiS i Andrzej Duda oszukali wyborców
W ten sposób zarówno partia rządząca, jak i prezydent Duda złamali obietnice z 2015 r. Wówczas politycy PiS, zarówno przed wyborami prezydenckimi, jak i parlamentarnymi zapewniali wielokrotnie, że rozwiążą problem kredytów frankowych. Mieli postawić się bankowemu lobby i zatroszczyć o los pokrzywdzonych przez bezwzględny sektor finansowy obywateli. Dziś wiemy, że były to obietnice bez pokrycia, po prostu bezczelne wyborcze oszustwo. A dlaczego? Bo PiS na tym elektoracie specjalnie nie zależy, więc w międzyczasie zmienił zdanie. A może nawet nie zmienił, tylko od początku kłamał.
Czytaj także: PiS się nie opłaca wspierać frankowiczów. Większość Polaków też tego nie chce
Czy wyrok TSUE zatrzęsie sektorem bankowym?
Wszystko zatem teoretycznie zostaje po staremu. W praktyce frankowicze, którzy i tak już od dawna na nic ze strony polityków nie liczyli, czekają na wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Zapadnie on latem i może oznaczać prawdziwe trzęsienie ziemi. Rzecznik generalny Trybunału rekomenduje bowiem uznanie tzw. klauzuli indeksacyjnej za niezgodną z prawem. Według niego kredyty frankowe powinny stać się automatycznie złotowymi, ale – i to najważniejsze – z zachowaniem „frankowej” (czyli bardzo niskiej) stopy procentowej. Dla kredytobiorców byłaby to świetna wiadomość, dla banków prawdziwa katastrofa. Nic dziwnego, że te proszą już nawet premiera o wsparcie. Twierdzą, że grozi im 60 mld zł strat.
Gdyby rzeczywiście zapadł taki wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, czekałby nas ogromny chaos. Oczywiście każdy kredytobiorca musiałby uzyskać korzystny dla siebie wyrok polskiego sądu, ale trudno przypuszczać, żeby nasi sędziowie orzekali inaczej. Za to banki musiałyby zawiązać ogromne rezerwy na obsługę takich kredytów. Trudno sobie wyobrazić, by taką sytuację przetrwał na przykład Getin, ale i szereg innych instytucji mogłoby mieć bardzo poważne kłopoty. Jeśli zatem PiS sądzi, że przyjmując ustawę-atrapę, zdołał zamieść pod dywan niewygodny dla siebie temat, może się jeszcze srogo rozczarować. Takie będą skutki ignorowania problemu, który można było już dawno rozwiązać w sposób systemowy. Czyli, mówiąc po ludzku, przez wprowadzenie jasnych reguł przewalutowania, którego koszty ponieśliby wspólnie banki i kredytobiorcy. Bomba nie została jednak rozbrojona i wciąż tyka. A eksplozja jest coraz bardziej prawdopodobna.
Czytaj także: Kredyt. Wiąże silniej niż przysięga małżeńska