Chemia z Niemiec, odzież z Wielkiej Brytanii, skandynawskie ryby – przez 30 lat rozwoju wolnego rynku krajowi przedsiębiorcy do perfekcji opanowali sztukę wabienia klientów zagranicznym pochodzeniem produktów. Skuteczność tej metody wynika zapewne z przekonania Polaków o lepszej jakości artykułów sprzedawanych w państwach zachodnioeuropejskich – według CBOS 66 proc. rodaków podziela tę opinię w przypadku produktów spożywczych, a 75 proc. w przypadku towarów chemii domowej.
Produkty te same, ale inna, gorsza jakość
Od kilku lat kwestia podwójnej jakości produktów jest żywym tematem w Brukseli. W kwietniu Parlament Europejski poparł wdrożenie dyrektywy zakazującej sprzedaży różniących się składem, ale nazywających się identycznie produktów. Sprawa urosła do rangi problemu kilka lat temu, gdy w Brukseli zauważono skargi konsumentów z naszego regionu, którzy uważali, że towary sprzedawane w ich krajach są gorszej jakości niż w Niemczech czy we Francji. W 2017 r. przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker obiecał sprawę zbadać. W poniedziałek Komisja opublikowała raport dotyczący podwójnej jakości produktów w Unii.
Niby ten sam produkt, a inna wartość energetyczna
Trudno oprzeć się wrażeniu, że zadanie trochę przerosło brukselskich badaczy. Po pierwsze, poddali analizie niecałe 1400 produktów, co – jak sami przyznają – jest niereprezentatywną próbką dla całego rynku. Po drugie, badanie objęło tylko artykuły spożywcze. Pominięto cały segment chemii domowej, którego dotyczy duża część problemu.
Ale nawet szczątkowe badanie pokazuje, że różnice w jakości produktów na terenie Unii są, i to spore. 9 proc. artykułów miało identyczne opakowanie w co najmniej dwóch krajach UE, ale różniły się zawartością. W kolejnych 22 proc. zawartość była inna, a opakowania łudząco podobne. Podsumowując: co trzeci zbadany produkt miał identyczne lub łudząco podobne opakowanie co jego odpowiednik sprzedawany w innym kraju Unii, ale w rzeczywistości różnił się zawartością.
To spore uproszczenie, ale różnice najłatwiej zobrazować na podstawie wartości energetycznej tych artykułów, podawanych przez autorów w kilodżulach na 100 g. I tak wartość energetyczna w 100 g Pepsi sprzedawanej w Polsce to 169 kJ, podczas gdy w Czechach, Danii i Niemczech są to 182 kJ, a na Malcie 185 kJ. Wartość energetyczna serka Philadelphia w większości państw Unii (w tym w Polsce) to 932 kJ, a we Włoszech i w Hiszpanii to już 1103 kJ. Skalę przebił budyń firmy Dr. Oetker, którego wartość energetyczna w Polsce była o ponad 1000 kJ niższa niż na Słowenii.
Czytaj także: Zachód wysyła nam gorsze towary?
Gorsze produkty na południu i wschodzie Europy
Oczywiście było też mnóstwo produktów, które sprzedawano w identycznej formie w całej Unii (np. chipsy Pringles). Różnice i klucz geograficzny dają jednak do myślenia. Podwójna jakość produktów najczęściej bowiem oznacza, że towary są lepszej jakości na północy i zachodzie Unii, a gorsze na południu i wschodzie. Z reguły też, zapewne zupełnie przypadkowo, najlepsza wersja danego produktu była dostępna w kraju, z którego pochodzi jego producent. Widać to dobrze na przykładzie kawy Nescafe, najlepszej we Francji, gdzie firma ma siedzibę.
Czytaj także: Czy kupując niemiecki proszek, zdradzamy ojczyznę?
Czym jest czekolada, czym wyrób czekoladopodobny
Chyba najbardziej frustrujące są tłumaczenia producentów zawarte w raporcie Komisji. Część uzasadnia różnice preferencjami konsumentów na danych rynkach (jakby ktokolwiek wolał dostawać gorszy produkt od sąsiada), część pochodzeniem artykułów z różnych fabryk (co wydaje się mało wiarygodne w erze automatyzacji procesów produkcyjnych). Najbardziej bezpośrednie wydaje się chyba oświadczenie rzecznika Dr. Oetkera, który tłumacząc różnice w wartościach energetycznych rzędu 1000, powiedział, że wynikają z lokalnych przepisów krajów członkowskich dotyczących tego, ile dany produkt powinien mieć w sobie czekolady, by nazywał się czekoladą, a nie wyrobem czekoladopodobnym.
Czytaj także: Warzywna drożyzna
W sprawie podwójnej jakości produktów potrzeba rozwiązań systemowych
Walka z podwójną jakością produktów wymaga działań na poziomie Unii. Problemu nie rozwiąże raczej przegłosowana przez PE dyrektywa. Nakazuje ona bowiem, by to konsumenci udowadniali producentom różnice jakościowe artykułów między krajami wspólnoty. Dużo skuteczniejszym rozwiązaniem byłoby zobowiązanie do tego krajowych instytucji kontroli.
Czytaj także: PE za jednakowym składem produktów i przeciwko dyskryminacji konsumentów