Trudno w to uwierzyć: airbus A380 odchodzi do historii. Kiedy w 2007 r. po raz pierwszy wystartował z pasażerami, panowało przekonanie, że w historii cywilnego lotnictwa zaczyna się nowa era. Chwalono szefów Airbusa, że właściwie odczytali znaki czasu i stworzyli coś, czego świat bardzo potrzebuje. Coraz więcej ludzi chce tanio i wygodnie podróżować na dalekich międzykontynentalnych trasach. Ruch rośnie lawinowo, linie lotnicze coraz ostrzej konkurują, kto zaoferuje tańsze bilety, a wiadomo, że im większy samolot, tym niższe koszty przewiezienia jednego pasażera.
Zmierzch gigantów
W tym samym czasie rodziła się idea otwartego nieba, na którym panuje wolna konkurencja. Wyłaniał się nowy podział rynku, a główne role grało kilka gigantycznych linii. Obsługiwały wielkie porty lotnicze w największych aglomeracjach świata. Mniejsze linie dowoziły pasażerów z lokalnych lotnisk, by ci przesiedli się do wielkich maszyn i polecieli na drugi koniec świata. Wszystko stawało się coraz większe, więc panowało przekonanie, że największy samolot świata, mogący przewieźć nawet 854 pasażerów siedzących na dwóch pokładach, jest skazany na sukces. To trzy–cztery razy więcej niż w normalnym, szerokokadłubowym samolocie.
Każdy, kto leciał A380, nawet w klasie ekonomicznej, pozostaje pod wrażeniem wygody i zaskakującej ciszy na pokładzie. Dlatego informacja, że linie lotnicze są rozczarowane tą maszyną, a europejski koncern zadecydował o zakończeniu produkcji, dla wielu mogła być zaskoczeniem. Oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień, bo firma ma jeszcze do zbudowania partię wcześniej zamówionych maszyn, ale w 2021 r. nastąpi kres projektu europejskiego superjumbo. To zaledwie 14 lat od początku kariery. Zaskakująco mało jak na tak wielki projekt.
Założenie było takie, że uda się sprzedać 700 sztuk.