To właśnie jesienią 2008 r., twierdzi Tooze, nie tylko zaczął się wielki gospodarczy kryzys, ale także szybki upadek liberalnej demokracji. Konsekwencją były zawirowania polityczne w Europie Południowej, autorytarny zwrot na Węgrzech, w Rosji czy Turcji, nowa pewność siebie Chin oraz brexit i zwycięstwo Trumpa w 2016 r. W ciągu dziesięciu lat rozpadł się ten Zachód, jaki znaliśmy po 1989 r., a może nawet i po 1945 r. – Tooze porównuje 2008 r. z latem 1914 r., tyle że bez wojny światowej.
Gospodarcza trauma
Dla Europejczyków to teza dość zaskakująca. Załamanie się banków, bankructwo Grecji, rozbiór Ukrainy przez Rosję uchodzą za sekwencję odrębnych problemów, niekoniecznie ze sobą powiązanych. Tooze jednak skrupulatnie rejestrując bitwy, jakie toczył Biały Dom i Kongres w ciągu ostatnich dni administracji Busha o ratowanie banków, dochodzi do wniosku, że już wtedy republikanie zerwali niepewny sojusz konserwatywnych elit i populistów. Bush tylko dzięki Obamie i demokratom był w stanie przepchnąć dofinansowanie głównych banków z rezerw federalnych. Kto dziś pamięta, że ówczesny republikański kandydat McCaine i jego wice Sarah Palin nie mieli pojęcia, co robić?
Paraliż republikanów, powstanie populistycznej Tea Party i ciężar kryzysu przerzuconego na białą warstwę średnią (ponad dziewięć milionów rodzin straciło domy, dalsze miliony musiały spłacać kredyty znacznie przekraczające wartość ich nieruchomości) pozostawiły traumę, mimo że gospodarka wkrótce ruszyła, osiągając niemal pełne zatrudnienie. Tooze chwali amerykańskie zarządzanie kryzysem – choć uważa, że trzeba było reagować wcześniej, ratując już Lehmana. Bank rezerw federalnych Fed, setkami miliardów dolarów, oraz rząd Obamy – wprowadzając surowszą kontrolę banków – zareagowali właściwie.