Rząd Prawa i Sprawiedliwości obiecał, że matki, które wychowały co najmniej czworo dzieci, dostaną od państwa minimalną emeryturę. Kiedy jednak policzył, ile to będzie kosztowało, próbował ich wypłatę opóźnić. Nie udało się. Emerytury matczyne mają być wypłacane od 1 marca.
85 tys. beneficjentek matczynych emerytur
W ciągu 10 lat budżet będzie musiał wypłacić z tego tytułu aż 9,6 mld zł. To spora suma, co gorsza, wcale nie jest pewne, że będzie miała przełożenie na głosy w zbliżających się wyborach. Dla zainteresowanych pomoc państwa może być bowiem mało odczuwalna. Rząd wyliczył, że 65 tys. beneficjentów tego nowego świadczenia wypracowało zbyt krótki staż, żeby liczyć na emeryturę minimalną (obecnie 1100 zł), a pozostałe 20,8 tys. już pobiera emeryturę, ale jest ona niższa. W obu przypadkach zainteresowani otrzymają więc świadczenie równe emeryturze minimalnej, czyli 1100 zł. Może się okazać, że ludzie liczyli na więcej, zatem zamiast wdzięczności mogą poczuć złość i rozczarowanie. W tej sytuacji na dodatkowe głosy wyborcze PiS raczej nie mógłby liczyć.
Czytaj także: Morawiecki w przypływie szczerości: 500 plus jest na kredyt
Ale „słowo się rzekło, kobyłka u płotu”, więc z obietnicy nie bardzo można się wycofać, a nawet chociażby ją opóźnić. Próbowało to zrobić Ministerstwo Finansów, przekonując, że emerytury matczyne w rezultacie będą kosztować więcej, niż zaplanowano w projekcie budżetu na 2019 r., ciągle zresztą nieuchwalonym. Więc z tego powodu ich wypłatę powinno się opóźnić. Zrobił się rwetes i w rezultacie świadczenia mają być wypłacane od 1 marca. Widać, że PiS stracił serce do pochopnie rzuconej obietnicy. Może po prostu zdał sobie sprawę, że z politycznego punktu widzenia będzie to przedsięwzięcie mało opłacalne. Tak jak uznał, że nie warto ulegać protestującym rodzicom dorosłych dzieci z niepełnosprawnościami, bo te rodziny i tak w większości nie zagłosują na PiS.
Polityka, ale nie społeczna
Już teraz widać, że projekt stosownej ustawy jest niedopracowany, żeby nie powiedzieć, że to kolejny legislacyjny bubel. Świadczenia mają bowiem być wypłacane tylko matkom, które wychowały co najmniej czworo dzieci, nie będą się natomiast należeć ojcom, którzy wykonali podobny trud w rodzinach, w których matek brakowało. Taki seksizm trudno nazwać racjonalną polityką społeczną.
Okazuje się, że rządowi najbardziej opłaci się rozdawać pieniądze nie tym grupom, które ich najbardziej potrzebują, ale tym, które politycznie są najsilniejsze. Celem tego rozdawnictwa nie jest bowiem wypracowanie spójnej polityki społecznej, ale jak najlepszy wynik w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Z tego i tylko tego punktu widzenia te wydatki okazują się racjonalne. A więc polityka – tak, ale niekoniecznie społeczna.
Czytaj także: Dlaczego kolejnych wyborów PiS tak łatwo nie wygra