Rząd do ostatniej chwili pracował nad projektem zmian w ustawie o akcyzie, która ma powstrzymać wzrost cen energii elektrycznej w 2019 r. W piątek 21 grudnia opublikowano jej pierwszą wersję zakładającą obniżenie akcyzy za energię elektryczną z 20 do 5 zł za megawatogodzinę (MWh) i redukcję opłaty przejściowej o 95 proc. – to niewielki element naszego rachunku za energię, który trafia do koncernów energetycznych za rozwiązane w latach 90. kontrakty długoterminowe. Projekt był jednak pełen luk – przepisy nie dawały żadnej gwarancji, że ceny nie wzrosną, nie było też rozwiązań dla firm i samorządów dających im możliwość renegocjacji podpisanych już umów energetycznych na 2019 r. – a do tego politycznie zobowiązali się premier Mateusz Morawiecki i minister energii Krzysztof Tchórzewski. Dlatego wieczorem 27 grudnia, na kilkanaście godzin przed posiedzeniem, pojawiła się autopoprawka do ustawy, dodająca szereg nowych rozwiązań – część z nich pojawiła się w propozycjach MinEner dyskutowanych wewnątrz rządu, do których dotarła Polityka Insight. Posłowie dowiedzieli się o niej następnego dnia z mediów.
Czytaj także: Co Morawiecki i Tchórzewski mówią o rosnących cenach prądu
Rząd wraca do pomysłu zamrożenia cen
Zgodnie z autopoprawką opłaty za przesył i dystrybucję energii elektrycznej dla gospodarstw domowych w 2019 r. nie będą mogły być wyższe, niż były 31 grudnia 2018 r., a za sprzedaż – nie wyższe, niż były 30 czerwca 2018 r., uwzględniając przewidziane w ustawie obniżenie akcyzy i opłaty przejściowej. Państwowe i prywatne spółki będą musiały zastosować się do tego od 1 stycznia 2019 r. Prościej mówiąc, rząd zamierza po prostu zamrozić ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych. Do starych cen mają też wrócić samorządy i firmy. Autopoprawka stanowi bowiem, że spółki obracające energią – zarówno te państwowe, jak i prywatne – będą musiały zmienić zawarte po 30 czerwca 2018 r. umowy z tymi podmiotami, jeśli określona w nich cena za prąd jest wyższa niż w poprzedniej umowie. Firmy energetyczne będą miały na to czas do 1 kwietnia 2019 r., przy czym niższa stawka za energię będzie naliczana już od 1 stycznia.
Czytaj także: Prąd plus – czyli będzie drożej
Jest kij, musi być i marchewka
Jeśli firmy energetyczną się nie podporządkują zapisom ustawy i nie obniżą cen, mogą dostać karę w wysokości 5 proc. ich rocznych przychodów. Rząd przygotował jednak też marchewkę, czyli rekompensaty za utracone przychody, które mają pochłonąć ok. 4 mld zł. W tym celu powołany ma zostać nowy Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny. To zupełnie nowy twór, który zostanie zasilony m.in. przychodami państwa ze sprzedaży 55,8 mln uprawnień do emisji CO2. To niewykorzystane w przeszłości uprawnienia, które rząd może sprzedać i zasilić budżet państwa – Komisja Europejska już się na to zgodziła. Jednak zgodnie z unijnym prawem 50 proc. przychodów ze sprzedaży tych uprawnień powinno trafić na inwestycje wspierające nowoczesną transformację sektora energetycznego. Tymczasem rząd chce przeznaczyć na rekompensaty aż 80 proc. przychodów ze sprzedaży uprawnień, co może wywołać reakcję Brukseli, która może uznać to za niedozwoloną pomoc publiczną. W takiej sytuacji firmy będą musiały zwrócić otrzymane środki.
Czytaj też: Dlaczego jesteśmy zakładnikami węgla
Ceny i tak wzrosną, tylko z opóźnieniem
Propozycje rządu – o ile nie zostaną zakwestionowane przez Komisję Europejską – powinny sprawić, że w 2019 r. nie zapłacimy wyższych rachunków za prąd. Władza zyska spokój w roku wyborczym, przerzucając problem wzrostu cen energii na kolejny rząd, ale cena za mrożenie cen będzie ogromna. Zaproponowane przepisy de facto zawieszają funkcjonowanie wolnego rynku w sektorze energii i mogą doprowadzić do upadku wielu prywatnych sprzedawców i dystrybutorów energii – nie wiadomo bowiem, czy środków na rekompensaty starczy dla wszystkich. Nierozwiązany pozostaje też główny problem polskiej energetyki, czyli oparcie 80 proc. produkcji prądu na węglu. Jeśli ceny uprawnień do emisji CO2 będą rosły dalej – a wszystko na to wskazuje – skala podwyżek w 2020 r. będzie ogromna, ale kolejny manewr z mrożeniem cen może się już nie udać. Środków na rekompensaty może po prostu zabraknąć w budżecie. Kryzys wokół cen energii to też dzwonek ostrzegawczy dla opozycji, która jeśli poważnie myśli o przejęciu władzy, powinna skupić się na przygotowywaniu planów reformy sektora energetycznego i to w sytuacji zbliżającego się spowolnienia gospodarczego.