Ledwie prezydent Trump, podczas argentyńskiego szczytu G20, wynegocjował z prezydentem Chin Xi Jinpingiem 90-dniowe zawieszenie broni w wojnie handlowej, gdy doszło do groźnego incydentu. Na lotnisku w Vancouver policja zatrzymała panią Meng Wanzhou, wiceprezes do spraw finansowych koncernu Huawei Technologies. Prywatnie to córka Ren Zhengfei, prezesa i właściciela firmy, jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych chińskich biznesmenów.
Kanadyjczycy zatrzymali panią Meng w trakcie podróży z Hongkongu do Meksyku na wniosek Departamentu Sprawiedliwości USA. Ciąży na niej zarzut przeprowadzenia w 2012 r. nielegalnej transakcji sprzedaży amerykańskiego sprzętu komputerowego do Iranu, a więc złamania embarga na handel z tym krajem. Wszystko miało zostać przeprowadzone przez zarejestrowaną w USA firmę Skycom, powiązaną kapitałowo z Huawei. Sprawstwo kierownicze przypisano pani Meng, która posługiwała się kilkoma paszportami na różne nazwiska. Amerykanie żądają ekstradycji, chcą ją postawić przed sądem, ponoć grozi jej wiele lat więzienia.
Zakładniczka
Wkrótce jednak prezydent Trump zadeklarował, że sprawa Meng Wanzhou może zostać dopisana do agendy w negocjacjach nowej umowy handlowej. Jeśli Chiny wykażą elastyczność, amerykański wymiar sprawiedliwości da jej spokój. Na razie nic nie wskazuje na elastyczność, przeciwnie, władze chińskie potraktowały to aresztowanie niemal jak casus belli. Pałają żądzą odwetu na USA, ale Kanadzie też się obrywa. Zapewne Chińczycy uderzą, blokując ponownie import amerykańskiej soi, wiedzą, że to rozwścieczy amerykańskich rolników – wyborców Trumpa.
Wygląda więc na to, że Meng Wanzhou będzie pierwszym jeńcem w handlowej wojnie. Komentatorzy nie kryją zdziwienia, bo dotychczas wiele firm było pociąganych przez władze USA do odpowiedzialności za łamanie embarga na handel z Iranem, ale nigdy nie aresztowano ich czołowych menedżerów.