W 2017 r. sprzedaż piwa bez- i niskoalkoholowego, czyli o zawartości alkoholu do 0,5 proc., wzrosła w Polsce o 22,9 proc. Była to zdecydowanie najszybciej rosnąca kategoria piw. Dla porównania: całkowita sprzedaż piw w 2017 r. zmalała o 1,3 proc.
Browary, eksperci i sami konsumenci nie mają wątpliwości, że piwa „zerówki” lub bardzo słabe będą nadal gwałtownie zyskiwały udział rynkowy. Potwierdzają to dane za pierwsze półrocze 2018 r. – sprzedaż piw bezalkoholowych wzrosła aż o 63 proc. To wciąż bardzo niewielka część całego rynku piwa, nieprzekraczająca 2 proc. całości, ale udział ten będzie rósł, a już teraz roczna sprzedaż to prawie 400 mln zł. Nic więc dziwnego, że producenci piwa rozwijają swoją ofertę „zerówek”.
Tak szybko rosnąca popularność piwa bezalkoholowego może dziwić, bo dla wielu to wciąż nie jest „prawdziwe” piwo. Wynika to z dojrzałości polskiego rynku i społeczeństwa, nie tylko w sensie czysto ekonomicznym, ale przede wszystkim społecznym.
Czytaj także: Najpopularniejsze piwa – w każdym kraju świata
Więcej piwa Polacy nie wypiją
W Polsce od paru lat pije się rocznie ok. 100 litrów piwa na osobę, tylko nieznacznie mniej niż w tradycyjnie bardzo piwnych Niemczech i Austrii. W innej lidze są Czesi (rocznie ponad 140 litrów piwa na osobę), ale we wszystkich pozostałych krajach europejskich spożycie jest już znacznie niższe, nawet tam, gdzie piwo jest tradycyjnym napojem, jak Irlandia (81 litrów na osobę), Holandia czy Belgia (poniżej 70 w obydwu państwach).
Polski rynek piwa jest więc duży, ale większy już nie będzie. Spożycie tego napoju od paru lat waha się nieznacznie, w dużej mierze w zależności od pogody i wydarzeń sportowych, które zawsze napędzają spożycie piwa. Ale trend jest stabilny. Wszyscy zgadzają się, że Polacy nie będą pili więcej piwa, mogą co najwyżej zmienić preferencje co do rodzajów.
I to się już od paru lat dzieje. Rewolucję zapoczątkowały małe browary, tzw. rzemieślnicze i regionalne, które zaczęły wprowadzać na rynek nowe rodzaje piw. Do najpopularniejszych należą niepasteryzowane, górnej fermentacji (ale) i smakowe (najczęściej z dodatkiem mniej lub bardziej naturalnego soku owocowego, czyli radlery). A ostatnio dołączyły do nich także piwa bez- i niskoalkoholowe, choć często te kategorie się przenikają. Szczególnie dużo jest radlerów „zerówek”.
Na tym wszystkim tracą lagery, czyli najbardziej tradycyjne piwa, które jeszcze kilkanaście lat temu były praktycznie jedynym rodzajem piwa pitym w Polsce, a teraz mają ok. trzech czwartych udziału w rynku. Za tym idzie też spadek udziału największych koncernów browarniczych w rynku, bo nowe rodzaje piw najczęściej wprowadzają małe browary.
Czytaj także: Alkohol, nawet w małych dawkach, skraca życie – alarmują naukowcy
Zdrowiej i mądrzej
Ale wzrost popularności piw bezalkoholowych to nie tylko efekt nasycenia rynku pod względem spożycia. Polacy szukają nowych smaków i lubią eksperymentować, bo ileż można pić te same lagery. Ale akurat w przypadku piw bezalkoholowych to czynnik bardzo wtórny. Zapewne jest nawet na odwrót – jakość piw bezalkoholowych poprawiła się w ostatnich latach na tyle, że smakują bardzo podobnie do „normalnych” lagerów. Znika już wizerunek piwa „zerówki” jako nie tylko pozbawionego procentów, ale też smaku.
Znacznie większy wpływ na rozwój tej kategorii ma właśnie brak procentów, a statystyki dają pozytywny obraz Polaka piwosza. Jeszcze kilkanaście lat temu duża część Polaków piła piwo przede wszystkim dla efektu podchmielenia. Jednak wraz z rozwojem rynku coraz więcej osób docenia smak. Zaczyna się je traktować po prostu jako smaczny, dobrze gaszący pragnienie napój, który wcale nie musi uderzać do głowy, tak jak od dawna jest już np. w Czechach. Można po nim prowadzić auto czy pracować, więc łatwiej też wypić je poza domem czy w ciągu dnia.
Do tego na rozwój tej kategorii wpływa też moda na zdrowe życie. Piwo samo w sobie jest dość zdrowe, oczywiście pite w rozsądnych ilościach. Wprawdzie tuczy, ale ma wiele witamin i mikroelementów. A „zerówka” ma mniej szkodliwych efektów.
Zanim piwa nisko- czy bezalkoholowe staną się istotną częścią rynku piw, minie jeszcze kilka lat. Ale już teraz, z 2–3-proc. udziałem w rynku, są zauważalną niszą, a najwięksi producenci inwestują w rozwój tych linii produktów. Mają tu przewagę, bo browary rzemieślnicze są zainteresowane przede wszystkim piwnymi specjalnościami, a nie piwami bezalkoholowymi. Więc za rok znów można spodziewać się wysokiego, dwucyfrowego wzrostu sprzedaży tego rodzaju piwa.
Czytaj także: Skąd pochodzi piwo i dlaczego nie z Europy?