Tego lata nie tylko Polska, ale też cała półkula północna smaży się w słońcu. Zewsząd płyną komunikaty o bitych rekordach. Dla Szwedów, Norwegów, Finów i Duńczyków to był najgorętszy lipiec w historii. Za kołem podbiegunowym zanotowano 30 st. C. Brytyjczycy deklarują, że tak gorąco nie było u nich nigdy w czasach nowożytnych. Rekordy ciepła zanotowano w Denver (40,5), Montrealu (36,6), Glasgow (31,9), Tbilisi (40,5), Erewanie (42), Lizbonie (43). Japończycy tego lata przeżyli nie tylko rekordowe upały, ale na dokładkę jeszcze gigantyczną powódź.
Zanosi się na to, że we wrześniu będzie jeszcze gorąco. Dla krajów turystycznych to spory problem, bo może odstraszać gości, którzy dotychczas chcieli się wygrzać na słońcu, a teraz mogą to zrobić u siebie w domu. Na dodatek taka gorąca aura dla krajów basenu Morza Śródziemnego niesie tradycyjne problemy z suszą, brakiem wody i pożarami. Tego lata Półwysep Iberyjski wprost się gotował – w 41 spośród 50 prowincji Hiszpanii wydano ostrzeżenia przed wysokimi temperaturami, które przekraczały 40 st. W ogniu stanęła spora część portugalskiego wybrzeża Algarve, popularnego miejsca wypoczynku. Paliła się też grecka Attyka, zginęło prawie sto osób, w tym dwójka turystów z Polski. Wysoka temperatura i dym nad Atenami sprawiły, że trzeba było zamknąć Akropol.
Tymczasem bałtyckie plaże przypominają śródziemnomorskie. Upalne słońce, woda ciepła jak nigdy wcześniej. – Takiego lata nie pamiętam. Plażować można było już w maju, a w czerwcu było jak w dobrym lipcu. A potem to już zrobił się tropik. Gdyby nie tych kilka deszczowych dni pod koniec lipca, byłoby idealnie – zachwyca się pan Piotr, szef jednego z pensjonatów na Helu. Ostatnio zbliżoną pogodę, choć nie tak upalną, widziano tam w 1997 r. Nawet sinice, które pojawiły się w tym roku zaskakująco wcześnie, nie zburzyły dobrego nastroju.