Rząd PiS chce wprowadzić w Polsce trzeci próg podatkowy, a cały zabieg ukrywa pod określeniem „danina solidarnościowa”. Ta nowomowa, choć zaczerpnięta ze słowników fiskalnych innych krajów unijnych, ukrywa bezprecedensowe na skalę globalną rozwiązanie.
Jak załatać daniną dziury w budżecie
Podatki solidarnościowe znane są w Europie od dekad. Były wprowadzane na z góry określony czas zwykle w okresie zwiększonych wydatków państwa i nakładane na osoby o najwyższych dochodach lub najwyższym majątku. Jednak, jak to często bywa z czasowymi podatkami, obowiązywanie części z nich przedłużono bezterminowo.
Najbardziej znany jest niemiecki Solidaritätszuschlag, który został wprowadzony na pięć lat w 1991 roku w celu sfinansowania wydatków na działania zbrojne w Zatoce Perskiej oraz zjednoczenie RFN i NRD, ale obowiązuje do dziś. W ostatnich latach po podatki solidarnościowe sięgnęły też dotknięte kryzysem fiskalnym kraje strefy euro, które za jego pomocą chciały łatać dziury w budżecie.
PiS wykorzystuje niepełnosprawnych
Zaproponowana ostatnio przez ministra finansów i ministra rodziny danina solidarnościowa różni się od europejskich podatków pod dwoma aspektami. Po pierwsze, podatek został od razu wprowadzony bezterminowo. Po drugie, jego wprowadzenie uzasadniono koniecznością sfinansowania potrzeb wyłącznie jednej grupy społecznej – osób niepełnosprawnych.
I choć faktycznie dochody z daniny mają trafić na specjalny fundusz, z którego finansowane będą wydatki na program Dostępność Plus czy renty socjalne, to należy pamiętać, że pieniądz trafiający do państwowej kasy nie jest znaczony. Za kilka lat środki z funduszu mogą być (w zupełnej zgodzie z obowiązującym prawem!) przeniesione na inne cele lub służyć sfinansowaniu deficytu. Trzeba sobie zatem zadać pytanie, czy rząd nie wykorzystał trudnej sytuacji finansowej osób niepełnosprawnych do klasycznego podniesienia podatków.
Trzeci próg finansowy wraca po cichu
Nawet jeśli uznać, że w Polsce powinniśmy mieć wyższe obciążenia podatkowe – o co ekonomiści o różnych poglądach mogą się spierać – to sam mechanizm naliczania podatku jest, mówiąc oględnie, niepokojący. Po pierwsze, mamy do czynienia z cichym przywróceniem trzeciego progu podatkowego, który rząd PiS zlikwidował ustawą z 2006 roku. Od 2019 roku będziemy mieć de facto do czynienia z nową stawką na poziomie 36 proc., która obejmie dochody powyżej 1 mln zł.
Po drugie, dla osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą zlikwidowany zostanie podatek liniowy – od 2019 roku będzie obowiązywał de facto drugi próg podatkowy ze stawką 23 proc. dla dochodów powyżej 1 mln zł. Uderzy to nie tylko w samozatrudnionych, którzy założyli firmę w celu optymalizacji podatkowej, ale także w przedsiębiorstwa, które nie zatrudniają pracowników na umowy o pracę. Możliwe, że faktyczna liczba podatników, którzy zostaną objęci tego typu podatkiem, będzie z tego powodu wyższa, niż zakłada rząd, i przekroczy 25 tys. podmiotów.
Po trzecie, zapewne zostanie wprowadzona dodatkowa deklaracja podatkowa, opodatkowane mają być bowiem dochody nie z jednego źródła, a suma wszystkich dochodów z wielu źródeł równocześnie – od zysków z inwestycji giełdowych po renty i emerytury. Każdy podatnik będzie zatem musiał sprawozdawać do urzędu skarbowego sumę wszystkich swoich dochodów niezależnie od ich źródła i sposobu ich dotychczasowego opodatkowania.
Czy rząd wywoła kryzys finansowy?
Wszystko to wydaje się wysokim kosztem dla ukrycia, że mamy do czynienia z przywróceniem trzeciego progu podatkowego. Nie dziwię się jednak rządzącym, że są gotowi takie koszty ponieść. Polska ma progresywny system podatkowy, zwłaszcza po zniesieniu kwoty wolnej od podatku dla osób o najwyższych dochodach. Podobnie jak w innych krajach unijnych bogaci przekazują do państwowej kasy większą część swoich dochodów niż osoby biedniejsze. I dobrze. Obszar, na którym polski system fiskalny odstaje od reszty krajów OECD, to system składek na ubezpieczenia społeczne. Jest on de facto regresywny – osoby bogatsze przekazują mniejszą część swoich dochodów do ZUS niż osoby biedniejsze. I ten absurd wymaga naprawy poprzez zwiększenie procentowej wysokości składek płaconych przez najbogatszych.
Jednak zmiany w systemie ubezpieczeń społecznych są trudniejsze legislacyjnie do wprowadzenia i przede wszystkim mniej efektowne w oczach opinii publicznej. Dlatego od 2019 roku będziemy mieć w Polsce semantyczny ewenement fiskalny – trzeci próg podatkowy zwany daniną solidarnością, czyli czasowym podatkiem na łatanie dziury budżetowej przez najbogatszych w okresie kryzysu. Oby tylko rząd nie zapeszył i faktycznie takowego kryzysu nie wywołał.