Lotnicze wybory
Polityczna wojna wokół lotnisk. Czy wybory samorządowe przyniosą rozstrzygnięcie?
Tegoroczne wybory samorządowe będą miały, z oczywistych powodów, bardzo duże znaczenie dla naszego kraju. Jednak do urn pewnie pójdzie znowu mniej niż połowa uprawnionych. Tymczasem na Mazowszu batalia powinna zainteresować wszystkich, którzy choć od czasu do czasu korzystają z samolotów. Wybory są bowiem jedyną nadzieją, aby przerwać absurdalny polityczny konflikt, którego ofiarami padły lotniska zarówno w Modlinie, jak i w Warszawie.
Lotnisko w Modlinie w politycznym klinczu
Z jednej strony mamy władze samorządowe Mazowsza, czyli koalicję PSL-PO, której oczkiem w głowie jest lotnisko w Modlinie. Po drugiej stronie barykady zaś Przedsiębiorstwo Państwowe „Porty Lotnicze” (w skrócie PPL), zarządzające stołecznym lotniskiem Chopina. Kłopot w tym, że PPL jest też jednym z czterech udziałowców Modlina (obok mazowieckiego samorządu, Agencji Mienia Wojskowego i gminy Nowy Dwór Mazowiecki). PPL podlega oczywiście rządowi, czyli PiS. Kluczowe decyzje w Modlinie, takie jak zaciągnięcie kredytu na rozbudowę, można podjąć tylko jednomyślnie.
Samorząd Mazowsza kontra PPL
Tymczasem PPL oraz Urząd Marszałkowski na Mazowszu są ze sobą w ostrym konflikcie. Teoretycznie powinno im zależeć na porozumieniu. PPL chce przecież, żeby część linii wyniosła się z zapchanego lotniska Chopina, a Modlin byłby dla nich najlepszą opcją, bo nie jest zbyt odległy od Warszawy, a do tego oferuje niższe opłaty lotniskowe. Z kolei mazowiecki samorząd chce Modlin rozwijać, skoro zainwestował tam już sporo pieniędzy. W tej chwili z portu w Modlinie korzysta tylko Ryanair, mały terminal jest już bardzo zapchany (obsługuje 3 mln pasażerów rocznie), a lotów przestało przybywać.
Niestety, polityka bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. PPL chciałby przejąć nad Modlinem kontrolę, ale swoich udziałów sprzedawać nie zamierza mazowiecki marszałek. Ten oczywiście najchętniej pozbyłby się PPL, jednak trudno sobie wyobrazić, żeby skonfliktowane strony dogadały się co do warunków takiej transakcji. PPL Modlina nie tylko nie zamierza dofinansować, ale nie godzi się nawet na zaciągnięcie kredytu, bo twierdzi, że zbyt dobre warunki ma w porcie Ryanair. Z kolei dla samorządu Ryanair to najważniejszy klient i partner, więc lokalni politycy boją się go zdenerwować, podnosząc opłaty.
Polityczna wojna wokół Modlina i Radomia
Efektem tego klinczu jest ostatnia „wojna raportowa”, gdy obie strony przerzucają się na konferencjach prasowych własnymi raportami i analizami. PPL twierdzi, że taniej i szybciej jest rozbudować lotnisko w Radomiu niż w Modlinie, chociaż wiadomo, że za tym pierwszym ostro lobbuje szereg polityków PiS z Adamem Bielanem na czele. Władze Mazowsza raport przygotowany dla PPL wyśmiewają i przekonują, że na rozbudowę Modlina nie potrzeba wcale miliarda złotych, a tylko jedną piątą tej kwoty. Do wyborów samorządowych na kompromis nie możemy liczyć. A potem?
Jeśli PO i PSL obronią Mazowsze przed PiS, blokada ze strony PPL pewnie się nie skończy. Jednak wówczas być może województwo, na przykład we współpracy z nowymi władzami Warszawy (jeśli te oczywiście nie będą z PiS), znajdzie sposób, aby Modlin mógł się rozbudować. Z kolei PPL na pewno zainwestuje w Radomiu. A co będzie, gdy PiS przejmie Mazowsze? Wtedy zapewne ruszą w cudowny sposób inwestycje w Modlinie, który – to oczywiste – jest dużo lepszym miejscem jako lotnisko odciążające Chopina niż Radom. Jednak PPL o Radomiu nie zapomni, bo przecież tego nie darowaliby mu politycy PiS. Trzeba będzie zatem znaleźć pieniądze na rozwój obu portów.
A co z Centralnym Portem Komunikacyjnym w Baranowie?
Takie polityczne gierki wokół poważnego tematu powinny martwić zwłaszcza w kontekście budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK). Mikołaj Wild, sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury, jest odpowiedzialny za realizację tej gigantycznej inwestycji, która ma ruszyć już w 2027 roku. Wydawałoby się, że to on powinien podjąć się roli rozjemcy między skonfliktowanymi udziałowcami Modlina. Tymczasem Wild twardo broni PPL. W kwestii inwestycji lotniczych dialog jest kluczowy i bez niego nic się nie da zrobić. Można się o tym przekonać nie tylko w Modlinie, ale i w Baranowie (miejscu przyszłego CPK), gdzie być może czeka nas lokalne referendum, bo część mieszkańców nie jest zadowolona z wysokości odszkodowań i tempa wywłaszczeń.
Jest miejsce i dla CPK, i dla lotniska w Modlinie
Pytanie, czy politycy, którzy nie potrafią rozwiązać konfliktu wokół małego, regionalnego portu, dadzą sobie radę ze zbudowaniem od zera lotniska kilkanaście razy większego. A przecież znaczenie Modlina nawet po oddaniu do użytku CPK wcale nie zmaleje. Przeciwnie: wzrośnie, bo lotnisko Chopina zostanie zamknięte, a nowy megaport nie będzie atrakcyjny dla linii niskokosztowych czy czarterowych z powodu wysokości opłat. One chętnie skorzystają z Modlina, oczywiście pod warunkiem że uda się ten port znacząco rozbudować. Na razie wokół Modlina trwa polityczna wojna pozycyjna, a lotnisko Chopina z każdym miesiącem ma coraz mniejsze rezerwy przepustowości. Jedyna nadzieja w tym, że lotniczy konflikt zmobilizuje do pójścia na wybory tych, którzy na co dzień polityką zupełnie się nie interesują.