Minister energii Krzysztof Tchórzewski oraz prezes PKN Orlen Daniel Obajtek podpisali list intencyjny w sprawie rozpoczęcia procesu przejęcia kontroli kapitałowej przez PKN Orlen SA nad Grupą LOTOS SA. Pomysł, by połączyć Orlen z Lotosem, miało w przeszłości wiele rządów i niektóre nawet próbowały go realizować. Za każdym razem bez powodzenia. Czy i tym razem tak będzie?
Łączyć Orlen z Lotosem chciał Jan Kulczyk w czasach rządu SLD-PSL i Jarosław Kaczyński w czasach, gdy był premierem. Taki pomysł miała także PO, kiedy rządziła, a kiedy do władzy wrócił PiS, to hasło fuzji natychmiast się pojawiło. I to jakiej fuzji! Projekt zakładał połączenie nie tylko Orlenu i Lotosu, ale dodatkowo PGNiG. Pierwszy rok rządu Beaty Szydło to było istne szaleństwo projektów łączenia wszystkiego ze wszystkim. Był nawet pomysł, by wszystkie firmy państwowe połączyć w jeden wielki holding, zwany roboczo Polską Grupą Narodową. Za każdym razem wyjaśnienie było jedno: wielki koncern będzie miał wielki potencjał ekonomiczny i stanie się wielkim graczem na europejskim rynku. Tyle że tak to nie działa.
Pomysł zresztą upadł z innych przyczyn – szef takiego holdingu narodowego miałby zbyt wielką władzę. No i kto wtedy dzieliłby stanowiska? Mimo to do kilku fuzji doprowadzono, w tym najważniejszej, łączącej spółki energetyczne z kopalniami. Dzięki temu straty górnictwa można pokrywać z zysków elektrowni. Pomysł łączenia Orlenu, Lotosu i PGNiG odłożono chwilowo na półkę. Dziś rząd Mateusza Morawieckiego wraca do sprawy i podejmuje nawet pewne działania. Choć minister energii jeszcze niedawno wypowiadał się o łączeniu spółek naftowych bez entuzjazmu, to premier Morawiecki przeciwnie – jest za.
Prezesi bez emocji i z planem na fuzję
Podpisanie listu intencyjnego miedzy Tchórzewskim a Obajtkiem jest rodzajem teatru wynikającym z faktu, że PKN Orlen jest spółką teoretycznie prywatną. Choć Obajtek jest świeżo mianowanym przez Tchórzewskiego prezesem zarządu, a państwo traktuje koncern jak swoją wyłączną własność, to większa część akcji należy do prywatnych akcjonariuszy. Być może zresztą wójt Pcimia objął kierownictwo, by przeprowadzić tę operację? Tchórzewski wyjaśnił, że to okoliczność sprzyjająca, bo obaj prezesi firm naftowych trafili z innych stron Polski i nie mają do sprawy tak emocjonalnego stosunku jak poprzednicy.
Czytaj także: Daniel wszystko mogę Obajtek – zawrotna kariera nowego prezesa Orlenu
Bo płocczanin Jasiński do fuzji się nie rwał. I miał rację. Łączenie obu koncernów nie sprawi, że będziemy mieli wielki koncern w rodzaju Shella. Orlen nie powiększy swojego rynku, bo i tak to on rządzi na polskim rynku paliw. Zyska w miarę nowoczesną rafinerię w Gdańsku, ale Orlen i tak ma problem z nadmiarem mocy przetwórczych. Dziś w Europie więcej jest chętnych do sprzedania rafinerii niż ich kupienia. Być może konieczne będą jakieś redukcje mocy przetwórczych, czego związkowcy Lotosu boją się od dawna.
Duży może bardziej się zadłużyć
Część analityków chwali projekt fuzji, opowiadając o synergiach, jakie będzie można uzyskać, dokonując np. wspólnych zakupów ropy. Ale co stało na przeszkodzie, że wcześniej takich zakupów nie dokonywano? Przecież obie firmy są kontrolowane przez państwowego właściciela. Było też hasło o zabezpieczeniu się przed wrogim przejęciem, bo po fuzji udział państwa w akcjonariacie Orlenu ulegnie znacznemu zwiększeniu. Tyle że nie widać, kto dziś mógłby zagrozić obu firmom. Założenie jednak jest takie, że duży może więcej. Choćby dlatego, że będzie miał większe możliwości zadłużenia się. Dzięki temu będzie mógł sfinansować budowę elektrowni atomowej.
Partyjna walka o Pomorze
Pokusa wyciśnięcia większych pieniędzy z połączonych firm naftowych sprawiała, że fuzja kusiła kolejne rządy. Nigdy to się nie udało. Dlaczego? Bo bliższe analizy nie potwierdzały korzyści, a na dodatek natychmiast pojawiały się przeszkody. Zjednoczone siły polityczne Pomorza – od prawicy do lewicy – kładły się Rejtanem i mówiły: Lotosu nie oddamy. Bo Lotos to wielki i bogaty pracodawca, jedyna obok Energii (którą usiłowano łączyć z PGE) licząca się firma państwowa w Trójmieście, która może dać dużą liczbę stanowisk politycznym nominatom. Za politykami ustawiali się działacze związkowi, którzy bronili niepodległości Lotosu. W następnej linii byli samorządowcy pełni obaw, co będzie z podatkami, jakie płaci Lotos.
Z pewnością i tym razem te siły zewrą szyki, o czym świadczy protest pomorskiej PO przeciwko planom fuzji. Zapewne dołączą do nich po cichu posłowie PiS, którzy mają dziś rozlokowanych swoich ludzi w Grupie Lotos. Z pewnością wysuną oni argument podstawowy: zbliżają się wybory samorządowe, w których PiS będzie chciał odbić Pomorze z rąk PO. Odbierając regionowi Lotos, może pogrzebać swoje szanse.