Joanna Solska: – Zbitka „matka Polka” już do nas nie pasuje, jesteśmy jednym z krajów, w których rodzi się najmniej dzieci w Unii Europejskiej. Na statystyczną Polkę przypada 1,32 dziecka. Politycy uważają, że to się zmieni, jeśli przywrócimy tradycyjny model rodziny.
Anna Gromada: – Mylą się. W Europie do lat 80. wartości konserwatywne rzeczywiście szły w parze z większą liczbą dzieci, ale teraz świat się zmienił. Dziś ludzie mają mniej dzieci nie z powodu liberalizacji obyczajowej, ale z powodu konfliktów współczesnego świata: między życiem osobistym a zawodowym, między faktycznymi a pożądanymi warunkami materialnymi, między rolami płciowymi, które są w toku zmian. Także dlatego, że kobiety bardziej skorzystały z boomu edukacyjnego i rośnie ich udział w rynku pracy, ale organizacja innych sfer życia nie nadąża za tymi zmianami. Dobra polityka społeczna to taka, która te konflikty łagodzi z poszanowaniem wolności jednostki, a nie taka, która udaje, że nie istnieją.
Bardziej zależy nam na karierze niż na posiadaniu rodziny.
Francuzkom też zależy na karierze, a mimo to najwięcej dzieci w Europie rodzi się we Francji. W dodatku większość, dokładnie 57 proc., w związkach nieformalnych. Model rodziny się zmienia, a polityka społeczna się do niego dostosowuje. U nas tego dostosowania brak.
My jesteśmy bardziej konserwatywni.
W słowach tak, w czynach nie. Co czwarte dziecko rodzi się w związku pozamałżeńskim, a w Zachodniopomorskiem nawet 40 proc. Nasz model rodziny też się zmienia. Zawieramy mniej małżeństw, a co trzecie dopiero wtedy, gdy dziecko jest już w drodze. Od kilkunastu lat co trzecie małżeństwo kończy się rozwodem. Nasze prawo nie dostrzega tych zmian. Np. ulgi podatkowe dla małżeństw są uzasadniane trudem wychowania dzieci.