Ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych przemknęła przez Sejm i Senat, jakby miała napęd odrzutowy. Próby dyskusji o niektórych rozwiązaniach zostały ucięte przez ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego i jego zastępcę od elektromobilności Michała Kurtykę ostrzeżeniami, że jeśli się nie pospieszymy, Polskę czekają kary za niewdrożenie dyrektywy UE w sprawie rozwoju infrastruktury paliw alternatywnych. Unia promuje transport niskoemisyjny i wymaga, by w każdym kraju właściciele takich aut mogli je zasilać energią elektryczną, gazem ziemnym, a nawet wodorem.
Polska nie chce się wlec w ogonie, ma ambicję stać się liderem. Minister Tchórzewski zapowiedział, że w 2025 r. po polskich drogach będzie jeździło milion samochodów elektrycznych. Plan Morawieckiego zakłada, że będziemy je sami produkować. Prace już trwają. Naukowe Centrum Badań i Rozwoju ogłosiło konkurs na najlepszy system magazynowania wodoru, niezbędnego w elektrycznych pojazdach zasilanych ogniwami paliwowymi. Wodór to paliwo przyszłości.
Tyle że nowa ustawa realizacji tych celów nie przybliża – ostrzegają entuzjaści elektrycznej rewolucji. Domagają się, by państwo bardziej wsparło wszystkich, którzy zdecydują się na zakup elektrycznego pojazdu. W myśl nowej ustawy nabywcy aut elektrycznych i hybryd z wtyczką, czyli modeli spalinowo-elektrycznych, w których baterie można doładowywać z domowego gniazdka, zostaną zwolnieni z podatku akcyzowego. Na zwolnienie nie mogą za to liczyć nabywcy dużo popularniejszych i tańszych hybryd, w których akumulatory są doładowywane w trakcie pracy silnika spalinowego. I o to w parlamencie doszło do krótkiego spięcia.
W ubiegłym roku sprzedano w Polsce 439 samochodów elektrycznych i 585 hybryd z wtyczką. To wzrost o 87 proc. w stosunku do 2016 r.