Dla pacjentów oznacza to ograniczenie liczby szpitali lub oddziałów, gdzie mogli się leczyć. Dla klinik prywatnych – radykalne odcięcie od publicznych funduszy, co dla wielu oznaczać będzie plajtę.
To dlatego wicepremier Jarosław Gowin zgłosił w sprawie sieci zdanie odrębne. Powodów do zadowolenia nie ma też wicepremier Mateusz Morawiecki, premier Beata Szydło po raz kolejny dała mu po nosie, lekceważąc jego zastrzeżenia. Projekt ustawy o sieci szpitali zniechęca bowiem prywatnych inwestorów do Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju Morawieckiego.
Jakie będą konsekwencje ustawy o sieci szpitali?
Odcięcie prywatnych placówek od publicznych pieniędzy podważa zaufanie prywatnych inwestorów do państwa, a w konsekwencji – pogłębi i tak dużą niechęć do inwestowania. Oczywiście projekt ustawy o dyskryminacji placówek prywatnych (np. klinik okulistycznych czy kardiologicznych) nie mówi wprost. Nie wejdą wprawdzie do sieci szpitali, które mają zagwarantowane finansowanie przez najbliższe cztery lata, ale – teoretycznie – mogą starać się o kontrakt, startując w konkursie. Problem w tym, że na kontrakty ministerstwo zdrowia przeznaczy o wiele mniej pieniędzy niż do tej pory. Aż 91 proc. sumy, przeznaczonej na leczenie szpitalne, dostaną bowiem placówki, które wejdą do sieci.
Pacjentów, którzy czekają po kilka lat na operację np. zaćmy, wymianę endoprotezy czy inny poważny zabieg, czeka niemiła niespodzianka. Wiele szpitali powiatowych, które do tej pory tego typu operacje przeprowadzały, teraz mogą wprawdzie zmieścić się w sieci, ale bez niektórych oddziałów, np. ortopedii czy okulistyki. Ich pacjenci, nawet z kilkuletnim stażem w kolejce, zostaną więc z tej kolejki teraz wyrzuceni, chyba że doczekają się zabiegu przed październikiem. W przeciwnym razie będą musieli zapisać się na koniec kolejki do innego szpitala, który tego typu zabiegi nadal będzie miał finansowane przez NFZ. Na pewno będzie on położony dalej od ich miejsca zamieszkania.
Skutkiem ubocznym powołania sieci szpitali może być pozbawienie wielu osób dostępu do nowoczesnego leczenia. Do tej pory wielu pacjentów mogło w ramach NFZ leczyć się w tzw. klinikach jednodniowych, najczęściej prywatnych. Teraz, gdy przestaną one dostawać pieniądze publiczne, można się w nich będzie leczyć tylko prywatnie. Nie wszystkich na to stać. Kolejki do publicznych szpitali, których przestanie dopingować do lepszej pracy prywatna konkurencja, staną się jeszcze dłuższe.