Za niższymi wynagrodzeniami kobiet stoi prosty mechanizm – ze względu na swoje role społeczne w rodzinie kobiety mają wyższe niż mężczyźni koszty alternatywne dojazdu do pracy. To powoduje, że ograniczają się do wyboru pracodawców w miejscu zamieszkania, a ci świadomi tego faktu, oferują im niższe pensje.
Opisany mechanizm nazywa się fachowo teorią dyskryminacji monopsonistycznej i oznacza także, że w regionach bardziej zurbanizowanych większa konkurencja między pracodawcami przekłada się na wyższe płace zarówno kobiet jak i mężczyzn oraz mniejszą dyskryminację.
Teorię potwierdziły badania dr Aleksandry Majchrowskiej (Uniwersytet Łódzki, NBP) i dr Pawła Strawińskiego (Uniwersytet Warszawski). Prowadzone były na stworzonej przez autorów, zharmonizowanej bazie danych o wynagrodzeniach w Polsce. Powstała ona poprzez połączenie informacji o płacach i charakterystykach pracujących z Badań Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) oraz z Badania struktury wynagrodzeń według zawodów.
15,7-proc. luka płacowa między płciami to średnia ogólnopolska. Różnice w płacach kobiet i mężczyzn są silnie zróżnicowane pomiędzy województwami. W 2010 roku wahały się od 29,8 proc. w przypadku województwa śląskiego do 7,7 proc. w przypadku województwa świętokrzyskiego.
Okazało się również, że tylko niewielka część różnic w wynagrodzeniach kobiet względem mężczyzn wynika z ich odmiennych charakterystyk (wykształcenia, doświadczenia zawodowego czy miejsca pracy). Większa część międzypłciowej luki płacowej pozostaje nieobjaśniona. Oznacza to, że z pewnych, nieznanych powodów kobiety są inaczej wyceniane na rynku pracy niż mężczyźni, co w literaturze utożsamiane jest z występowaniem dyskryminacji.