Teraz trzeba więc będzie znaleźć kolejne 200 mln zł, żeby oddać pieniądze oszczędzającym. Rachunek za sprzątanie bałaganu po SKOK wciąż rośnie. Do tej pory bankructwo kas Wołomin, Wspólnota i Kujawiak kosztowało prawie 3,3 mld zł, a ratowanie kas św. Jana z Kęt, Kopernika, Wyszyńskiego i Wesołej pochłonęło ponad 400 mln zł. Tyle trzeba było dać bankom, żeby zechciały przejąć zagrożone kasy. Pieniądze dla SKOK idą z kont Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Za sprzątanie płacą zatem pośrednio klienci banków, bo przecież to na nich instytucje finansowe przerzucają coraz wyższe składki wnoszone do BFG.
Tymczasem w cieniu kolejnego bankructwa Ministerstwo Finansów pracuje nad nowym rozporządzeniem dotyczącym SKOK. Czy może chodzi wreszcie o systemowe rozwiązanie problemu – wyjęcie z kas złych aktywów, konsolidację zdrowych SKOK i taką przebudowę systemu, by miał szansę działać bez nieustannej pomocy finansowej? Czyżby PiS uczyło się na błędach i wreszcie zrozumiało, że kas nie można zostawić samych sobie, bo konsekwencje tej samorządności będą dla wszystkich fatalne? Otóż jest odwrotnie. Resort finansów nie ma żadnego spójnego planu naprawy systemu kas. Chce natomiast tak zmienić zasady prowadzenia rachunkowości przez SKOK, że znowu rzadziej będą one składać sprawozdania, a ich wyniki finansowe – na papierze – się poprawią. Dla kas mają m.in. obowiązywać inne, łagodniejsze reguły wyceny aktywów niż w przypadku banków. Nic dziwnego, że NBP jest wobec takich planów sceptyczny, a nadzorująca kasy KNF – protestuje. Pozostaje jednak wątpliwe, czy uda jej się przekonać ministra finansów do odstąpienia od tego rodzaju pomysłów. Ministra ma przecież na oku Grzegorz Bierecki, obecnie wpływowy senator, a do niedawna wieloletni prezes Kasy Krajowej SKOK.